Chodzi o artykuł w najnowszym numerze tygodnika na temat dwójki pracowników biura prasowego PiS oraz Solidarnej Polski. Według gazety Ilona Klejnowska z biura PiS miała uzyskiwać informacje na temat działań i planów SP od pracownika biura klubu Solidarnej Polski Mariusza Łuszczka. Łuszczek na początku lutego został zwolniony z pracy. Konferencję prasową na temat publikacji zorganizowali w poniedziałek w Sejmie posłowie SP. Dorn ocenił, że artykuł, choć napisany "w lekkim tonie", dotyka kwestii dość poważnej. "Nie jest przesadzona ocena, że Solidarna Polska była przedmiotem akcji dezintegracyjnej i rozpracowania prowadzonego, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, w porozumieniu i na polecenie czynników kierowniczych PiS" - powiedział poseł SP. Jak dodał, trudno jednak powiedzieć, kto w centrali PiS mógł mieć na ten temat wiedzę. "Na podstawie mojej daleko posuniętej znajomości mechanizmów wewnętrznych w PiS sądzę, że ta wiedza w jakiejś formie była obecna u tego kluczowego czynnika kierowniczego, czyli w jakiejś formie musiał o tym wiedzieć prezes Jarosław Kaczyński" - ocenił Dorn. Łuszczek w oświadczeniu przesłanym w poniedziałek podkreślił, że z Klejnowską kontaktował się wyłącznie służbowo i nigdy nie był "szpiegiem" PiS. "Składam pozew w sprawie naruszenia dóbr osobistych przeciwko politykom Solidarnej Polski, którzy między innymi mówili o ubeckich metodach, jakie miało się dopuścić PiS" - powiedziała PAP Klejnowska. Dorn zaznaczył, opisany w artykule Łuszczek "fotografował dokumenty partyjne i klubowe, będące w posiadaniu szefa klubu". Jak mówił, partia dysponuje oświadczeniami kierowców o tym, że Łuszczek "niejednokrotnie nalegał na nich, by zdawali mu relacje z tego: gdzie, w jakich godzinach jeździ zarówno prezes Zbigniew Ziobro, jak i przewodniczący (klubu Arkadiusz) Mularczyk, z kim się spotyka i jaka jest treść rozmów". Dorn wyliczał też, że są oświadczenia posłów klubu SP, którzy twierdzą, że Łuszczek "w prywatnych rozmowach z nimi wyrażał daleko idące wątpliwości co do tego, że SP przetrwa i sugerował, że najrozsądniejszym postępowaniem byłoby opuszczenie klubu". Polityk SP porównał działania wobec swojej partii "z rozpracowywaniem i dezintegracją" Porozumienia Centrum, co miało miejsce w latach 90. "Jeśli chodzi o stosowane metody, to widać tutaj daleko idącą zbieżność" - ocenił Dorn. Zastrzegł jednak, że działań dezintegracyjnych wobec PC dopuszczał się Urząd Ochrony Państwa, a teraz "PiS dokonuje akcji dezintegracyjnej i rozpracowania swojej prawicowej konkurencji". Prezes PiS Jarosław Kaczyński, pytany na poniedziałkowej konferencji prasowej o zarzuty Dorna i publikację "Wprost", powiedział: "proszę wybaczyć, ale ja się nie będę (tą sprawą-PAP) zajmował". "Wiadomo, że młodzi ludzie pracujący w Sejmie wymieniają się różnymi informacjami. Jeżeli pan Dorn chce to nazywać inwigilacją prawicy, to mogę powiedzieć, że jest zabawny i to jest wszystko" - powiedział Kaczyński. Dopytywany, czy zarządzi w tej sprawie jakiś wewnętrzny audyt, odparł: "proszę mnie nie rozśmieszać". Z kolei rzecznik PiS Adam Hofman ocenił, że politycy SP "zachowują się jak damscy bokserzy". Jak ocenił, potwierdza to tylko jego wcześniejsze wypowiedzi o liderze SP Zbigniewie Ziobrze: "miał być delfinem, chciał być rekinem, a został leszczem". Jak zapowiedział, będzie "występował także w sądzie" w obronie Klejnowskiej, jeśli "insynuacje, które nie mają nic wspólnego z prawdą" pod jej adresem będą się powtarzać. "Solidarna Polska się sypie, nie tylko pracownicy, ale i posłowie do mnie przychodzą i nadają jedni na drugich" - ocenił.