W czwartek minister finansów Jacek Rostowski ostro skrytykował nieobecność prezesa PiS na sali obrad podczas informacji rządu w sprawie walki z kryzysem. - Przyszedł na moment, potem się znudził i wyszedł. Jeżeli PiS chce być poważnym partnerem w walce z kryzysem, to nie może być tak, że teoretycznie potencjalny premier nie jest obecny na takiej debacie - mówił. - Z jednej strony (...) mam pewne kłopoty, szczególnie w takim okresie grypowym, z długim przebywaniem w pomieszczeniach klimatyzowanych. Jak są głosowania, to muszę, ale jak nie muszę, to wolę nie przebywać (na sali posiedzeń) - powiedział J. Kaczyński na antenie Radia Maryja. Jak dodał, spodziewał się merytorycznej dyskusji podczas debaty nad informacją rządu w sprawie walki z kryzysem. Zaznaczył, że pewne propozycje w tej sprawie były w wystąpieniu szefa klubu Lewicy Wojciecha Olejniczaka. - Natomiast kiedy zobaczyłem, że się pan minister (Rostowski) wybiera na mównicę, to nie miałem wątpliwości, że przede wszystkim będziemy mieli do czynienia z elementami niemerytorycznymi, a nawet być może impertynencjami. Nie widzę powodu, żebym miał tego słuchać - dodał. Lider PiS odniósł się także do stwierdzenia szefa gabinetu politycznego premiera, Sławomira Nowaka, iż PO nie będzie "siedzieć cicho w sytuacji, kiedy PiS biega z kanistrem i zapałkami i wywołuje kryzys, modli się po nocach o ten kryzys". - To jest wypowiedź, z którą powinniśmy pójść do sądu, nie mająca jakichkolwiek podstaw i wpisująca się w to, co rząd nieustannie robi - uprawianie propagandy zamiast realnych działań. Oczywiście, że PiS nie ma nic wspólnego z wywołaniem kryzysu, to każdy człowiek w Polsce wie. Natomiast PiS chce przedsięwzięć, które są stosowane na świecie i w Polsce zostały przez ekonomistów uznane za rozsądne - mówił J.Kaczyński. Przyznał jednak, że PiS nie zamierza pozywać Nowaka do sądu i "nie będzie podejmować rękawicy". - Moja rozmowa z Donaldem Tuskiem, w której uczestniczyli pani Aleksandra Natalii-Świat i minister Rostowski, jak i debata (ws. kryzysu) utwierdzają nas w przekonaniu, że rząd nie ma zamiaru prowadzić żadnej polityki. Jeżeli już ktoś w ten sposób wywołuje kryzys, to właśnie rząd: wywołuje przez zaniechanie, niepodejmowanie działań, które już od długiego czasu powinny być podejmowane - podkreślił.