Kaczyński mówił podczas konferencji prasowej, że poseł PO Janusz Palikot jest "niszczycielem polskiego życia publicznego", który "wykonuje coś, co było zawsze oczekiwaniem naszych wrogów - wrogów Polski, zaborców, tych wszystkich, którzy chcieli doprowadzić do barbaryzacji Polski". - Pan Komorowski jest promotorem i przyjacielem pana Palikota. Moja obecność byłaby akceptacją dla tego wszystkiego, ja tego nie akceptuję, ja to dezaprobuję z całą mocą i takie będzie moje stanowisko w trakcie całej kadencji prezydenta - powiedział prezes PiS, pytany o powody swojej nieobecności podczas posiedzenia Zgromadzenia Narodowego, przed którym w piątek Komorowski złożył przysięgę prezydencką. Lumpenproletariat? W odniesieniu do Palikota oświadczył także: - Mamy do czynienia z degradacją polskiego życia publicznego, której winien jest obecny prezydent, obecny premier i wielu innych czołowych polityków, bo oni by mogli znieść tego pana w ciągu paru sekund. Albo nie mogą, bo są w jakiś sposób uzależnieni albo to akceptują; niezależnie od tego, która z wersji jest prawdziwa, jest to wielki skandal i o tym skandalu będziemy mówić. Prezes PiS dodał, że "polityka powinna się odbywać na poziomie ludzi kulturalnych, a nie lumpenproletariatu". Pytany o zmianę języka w porównaniu do tego, jakim się posługiwał w kampanii wyborczej przed wyborami prezydenckiego, stwierdził, że język ten jest adekwatny do rzeczywistości. "Zaprzysiężenie wynikiem śmierci mojego brata" Kaczyński mówił też, że zaprzysiężenie Komorowskiego było "wynikiem śmierci jego brata, bratowej, wielu przyjaciół", dlatego - jego zdaniem - trudno mówić o "święcie demokracji" (takiego sformułowania użył Komorowski w orędziu, które wygłosił przed Zgromadzeniem Narodowym). - Gdyby zaprzysiężenie prezydenta odbywało się 23 grudnia (dzień zaprzysiężeń prezydentów RP - red.), wtedy, niezależnie od tego, kto byłby prezydentem, można by mówić o święcie demokracji - dodał. Prezes PiS ocenił też, że pytanie go o przyczynę nieobecności na zaprzysiężeniu było niestosowne. Podkreślił także, że jedną z przesłanek jego nieobecności w Sejmie podczas piątkowych uroczystości były wypowiedzi Bronisława Komorowskiego o Lechu Kaczyńskim. - Pan Komorowski przywitał wybór Lecha Kaczyńskiego na prezydenta Rzeczypospolitej słowami "szkoda Polski". Pan Komorowski mówił później "jaka wizyta, taki zamach, z 30 metrów to ślepy snajper by nie trafił" - mówił Jarosław Kaczyński. Wypowiedzi Komorowskiego powinni sprawdzić śledczy Jak dodał, gdyby taka sytuacja, jaka miała miejsce podczas wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Gruzji w 2008 r. (kiedy w pobliżu kolumny prezydenckich samochodów rozległy się strzały) przydarzyła się prezydentowi Francji, a podobne zdanie wypowiedział przewodniczący Zgromadzenia Narodowego, "już dawno by go nie było na scenie politycznej". - To są obyczaje upadłych państw afrykańskich - oświadczył. Mówił, że są też sprawy dalej idące np. wypowiedź, że "prezydent gdzieś poleci i może będzie po wszystkim". Jego zdaniem powinna ona być przedmiotem działań śledczych. - Mam nadzieję, że będzie, jeśli nie teraz, to kiedyś - podkreślił. W 2009 roku Bronisław Komorowski powiedział radiu RMF FM: "Przyjdą może wybory prezydenckie, albo prezydent (Lech Kaczyński - red.) będzie gdzieś leciał i to się wszystko zmieni". Ówczesny marszałek Sejmu mówił o sytuacji niepowoływania przez głowę państwa ambasadorów i trudności jakie wiążą się tym, gdy prezydent leci do jakiegoś kraju, w którym nie ma szefa naszej placówki dyplomatycznej. Kaczyński zdjął maskę Wiceszef PO Waldy Dzikowski komentując słowa prezesa PiS ocenił, że Jarosław Kaczyński zdjął maskę, którą założył na potrzeby kampanii prezydenckiej. - Myślę, że zdawaliśmy sobie sprawę, że Jarosław Kaczyński nie zmienił się i nie chciał skończyć "wojny polsko-polskiej" i połączyć Polaków - powiedział Dzikowski. Jego zdaniem Kaczyński powinien przestać używać języka konfrontacji. Ocenił, że prezes PiS obraża Polaków mówiąc, że zaprzysiężenie i prezydentura Komorowskiego jest konsekwencją śmierci Lecha Kaczyńskiego. - To jest nieprzyzwoite, nieuczciwe i obrażające nas wszystkich bez względu na to, kto na kogo głosował - oświadczył Dzikowski. Awantura z krzyżem Podczas konferencji Kaczyński odnosił się też do kontrowersji związanych z krzyżem, który stoi przed Pałacem Prezydenckim. Jak mówił, nie przychodziło mu nawet do głowy, że pierwszą decyzją Komorowskiego po wyborach prezydenckich będzie kwestia usunięcia tego krzyża. Jego zdaniem, gdyby zostało to zapowiedziane w kampanii obecny prezydent przegrałby wybory. Podkreślił, że rozwiązania, "które mają prowadzić do naruszenia godności tych, którzy byli uczestnikami wielkiej żałoby narodowej" nie są kompromisem, a awanturą. Jego zdaniem taka awantura jest przygotowywana. Zapowiedział jednak, że jego ugrupowanie będzie interweniować u odpowiednich władz, by się temu przeciwstawiły. "Komorowski przyjacielem WSI" Prezes PiS oświadczył, że "z dotychczasowych dokonań Komorowskiego nie wyciąga optymistycznych wniosków" w sprawie współpracy jego ugrupowania z prezydentem. W tym kontekście nazwał głowę państwa "przyjacielem Wojskowych Służb Informacyjnych". - Dochodzą do nas informacje o pracach w BBN, które dotyczą odtworzenia tej instytucji - stwierdził. Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Stanisław Koziej w specjalnym komunikacie napisał, że wypowiedź ta jest nieprawdziwa. "W BBN - wbrew temu, co stwierdził pan Jarosław Kaczyński - nie są prowadzone żadne prace zmierzające do odtworzenia struktur Wojskowych Służb Informacyjnych" - podkreślił Koziej. "Ośrodek decyzji już nie jest w Warszawie" Kaczyński zastrzegł, że PiS jest gotowe do współpracy z prezydentem w praktycznych sprawach jak np. reforma służby zdrowia. Podczas konferencji krytykował też przyjętą w czwartek przez Sejm tzw. ustawę kompetencyjną dotyczącą współpracy rządu i parlamentu w sprawach Unii Europejskiej. Kaczyński oceniał, że uchwalenie tej ustawy to w zasadzie przeniesienie ośrodka decyzji z Warszawy do stolic silnych krajów Unii. Stwierdził, że nie ma racjonalnego wytłumaczenia dla takiej polityki.