W środowej "GW" w tekście "Jak PiS polował na Wałęsę" zrelacjonowano przebieg jednego ze spotkań w kancelarii premiera za czasów rządów PiS, wiosną 2007 r. Szef ABW Bogdan Święczkowski miał wtedy przekazać ówczesnemu premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu informacje o rzekomych powiązaniach syna Lecha Wałęsy - Jarosława ze światem przestępczym; Kaczyński miał powiedzieć: "Przez młodego wyjdziemy na starego". Zdarzenie miało mieć miejsce - jak podała "GW" - podczas spotkania Jarosława Kaczyńskiego z szefem ABW Bogdanem Święczkowskim, ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobro, szefem CBA Mariuszem Kamińskim i ministrem spraw wewnętrznych Januszem Kaczmarkiem. Taki opis spotkania przedstawić miał Janusz Kaczmarek w zeznaniach złożonych podczas śledztwa w sprawie inwigilacji dziennikarzy w czasach rządów PiS. - To jest po prostu absurd i tyle, takie słowa nigdy nie padły - oświadczył w środę Kaczyński, odnosząc się do publikacji. - Obawiam się, że ktoś tutaj się w Polsce bardzo dzisiaj denerwuje - dodał. Zdaniem rzecznika PiS Adama Hofmana to, że "Gazeta Wyborcza" "używa Jarosława Wałęsy, który jest w bardzo ciężkim stanie zdrowia, do tego, by prowadzić kampanię wyborczą przeciwko PiS - być może ze względu na rosnące sondaże - jest bardzo niegodne". Hofman złożył też Jarosławowi Wałęsie życzenia powrotu do zdrowia; do życzeń przyłączył się Kaczyński. Z kolei Święczkowski oświadczył: "Artykuł ten potwierdza tezę o prowadzeniu przez niektóre środowiska 'brudnej kampanii' wyborczej". Jego zdaniem "praktyka taka przypomina działania osławionej 'grupy Lesiaka'". Podkreślił w przesłanym PAP oświadczeniu, że ani on, ani żadne osoby z kierownictwa ABW, gdy był jej szefem, nie podejmowały działań inwigilujących w sposób bezprawny jakichkolwiek obywateli RP, tym bardziej polityków. "Ustawowym natomiast zadaniem ABW jest i było weryfikowanie wpływających do niej informacji, pod kątem ewentualnego zagrożenia bezpieczeństwa państwa, co też czyniono i, mam nadzieję, czyni się i dzisiaj. Często zresztą informacje takie po ich zweryfikowaniu okazywały się całkowicie nieprawdziwe" - dodał. Święczkowski poinformował też, że w przypadku niepodjęcia przez prokuraturę z urzędu śledztwa, złoży zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa ujawnienia tajemnicy państwowej oraz usiłowania ograniczenia jego prawa do kandydowania (Święczkowski ubiega się mandat poselski w listy PiS w okręgu wałbrzyskim). Dodał, że docierają do niego informacje o "podejmowanych przez obecne kierownictwo państwa czy kierownictwa służb specjalnych działaniach inwigilacyjnych co do kilku opozycyjnych kandydatów do parlamentu, w tym także jego". Powodem takich działań - według niego - "mają być wymyślane na potrzeby Sądu Okręgowego w Warszawie podejrzenia naruszania przez te osoby tajemnicy państwowej". "Zwracam się zatem do premiera Donalda Tuska z publicznym pytaniem, czy służby specjalne inwigilują kandydatów do Sejmu RP i czy uczestniczą w prowokacjach politycznych mających ich dyskredytować" - napisał Święczkowski w swoim oświadczeniu. Natomiast Ziobro informacje "GW" nazwał insynuacjami Janusza Kaczmarka. - Informacje jakoby Jarosław Kaczyński miał kiedykolwiek powiedzieć takie słowa są oszustwem, kłamstwem Kaczmarka. Takim samym jak to, że nie spotykał się w hotelu Marriott z Ryszardem Krauze - powiedział PAP Ziobro. - Jeśli chodzi o informacje operacyjne na temat poszczególnych osób, to jeśli one trafiają do służb, to w praworządnym państwie dzieje się tak, że służby je weryfikują niezależnie od tego, kogo dotyczą. Często jest tak, że informacje te są nieprawdziwe. Jak wynika z tego artykułu tak miało być i w tym przypadku - dodał. Lech Wałęsa na środowej konferencji prasowej w Gdańsku, mówiąc o publikacji "GW", oświadczył: "Ja nie mam najmniejszych wątpliwości, że tak było". - Dla mnie to nie jest żadna sensacja, tylko to są stwierdzone fakty. Na ile są dowody, to czas pokaże. Niemniej dziś jest kampania wyborcza, idźmy do przodu, a jutro niech się inni zastanowią, co z tym zrobić - powiedział były prezydent. Wałęsa nie wykluczył, że mogły mieć miejsce "jakieś niezręczności, gdzieś tam komuś rękę (mógł) podać". To się może - mówił - zdarzyć każdemu", ale - jak podkreślił - "ani kroku dalej". - Ja i mój syn, biorąc się za sprawy społeczne, musieliśmy być naprawdę czyści, przezroczyści i nigdy nie popełniliśmy błędów, które próbowano nam dopisywać - czy agenturalność, czy jakieś kontakty z przestępcami. My jesteśmy ideowi - i mój syn, i ja. To nie wchodzi w ogóle w myślenie, że coś takiego mogło być - podkreślił Wałęsa. Były prezydent dodał, że w piątek osobiście zamierza porozmawiać z synem m.in. o artykule w "GW". - Może też dziś telefonicznie, jeśli będzie go to interesowało. Ale on o tym wiedział, więc tam nie ma rewelacji - zaznaczył. Sprawę skomentował też premier Donald Tusk. - Jeśli zeznania byłego ministra Kaczmarka i ustalenia, jakie dzisiaj przedstawiły media są prawdziwe, to ja zostawiam to tylko do namysłu ludzi. To jest, moim zdaniem, bardzo dobra lekcja historii, najnowszej historii. I dobrze byłoby, żeby wszyscy pamiętali, jak naprawdę zachowują się, kiedy są u władzy ci, którzy dzisiaj udają łagodne owieczki i używają aniołków, i młodych dziewczyn na plakatach - powiedział premier. - Ja pamiętam - i dobrze byłoby, gdyby wszyscy pamiętali - jacy naprawdę są ci ludzie i do czego naprawdę są zdolni. Wtedy, kiedy nie muszą udawać, kiedy mają władzę, kiedy nie muszą uśmiechem mamić wszystkich, że są nagle łagodnymi, starszymi panami. Bo tak w rzeczywistości nie jest - dodał szef rządu. Jarosław Wałęsa przebywa w szpitalu w Warszawie, gdzie trafił 2 września po ciężkim wypadku, do którego doszło, gdy jechał na motocyklu. Eurodeputowany PO miał w sumie 37 złamań. Teraz będzie wymagał długiej rehabilitacji.