W ten sposób uzasadnił swoją nieobecność podczas środowej debaty sejmowej nad wnioskami o odwołanie ministrów: Skarbu Państwa - Aleksandra Grada i finansów - Jacka Rostowskiego. Pierwszy z wniosków zgłosił klub PiS, drugi SLD, ale PiS go poparł. Pytany już w środę przez dziennikarzy, dlaczego nie jest obecny na sali plenarnej, Jarosław Kaczyński powiedział m.in.: "Cóż by z tego dla mojej partii - a dla niej głównie pracuję w tej chwili i to jest instytucja demokracji - wynikło, gdybym siedział i wysłuchiwał przemówień, których treść jestem w stanie przewidzieć? Skoro mam do zrobienia wiele spraw, tu już przeprowadziłem kilka ważnych rozmów (...). Krótko mówiąc, jest tu coś takiego jak ekonomia czasu. Ja tutaj po prostu bym siedział i uczciwie mówiąc czas tracił. Nie za to biorę pensję, żeby tracić czas" - mówił J. Kaczyński. Dziś na konferencji prasowej w Sejmie dziennikarze pytali szefa PiS o tę - cytowaną przez media - wypowiedź. Kaczyński oświadczył, że słowa te stanowiły jedynie część jego dłuższej wypowiedzi. Wcześniej - jak mówił - tłumaczył m.in., dlaczego PiS postawiło wniosek o wotum nieufności. - Wotum jest potrzebne, dzisiaj na głosowaniu byłem, natomiast podtrzymuję, że w żadnym wypadku nie miałem powodu, żeby siedzieć na sali sejmowej (podczas debaty-red.) - oświadczył szef PiS. - To jest szerszy problem, polskie media od przeszło 20 lat wprowadzają opinię publiczną w błąd - nie tłumaczą, nie pokazują, jak jest na świecie. Kiedy byłem w Izbie Gmin, to tam było sześć osób na sali i toczyła się dyskusja (...) Poseł nie jest od tego, żeby wysłuchiwać setek przemówień, których treść zresztą można z góry przewidzieć. Poseł jest od tego, żeby działać - podkreślił Kaczyński. Dodał też, że "partie polityczne są instytucjami każdej normalnie działającej demokracji, a w Polsce są instytucjami konstytucyjnymi". Dziś Sejm odrzucił wnioski PiS i SLD o wyrażenie wotum nieufności dwóm ministrom.