- Z czasów rządów Donalda Tuska na pewno zostanie zapamiętana tragedia smoleńska, na pewno niebywale bezczelne zatuszowanie afery hazardowej, ale będzie też pamiętane to, że w dniu święta niepodległości Niemcy, oczywiście nie mówię tu o wszystkich Niemcach, bili Polaków przy w gruncie rzeczy bierności policji za to, że noszą jakieś oznaki (narodowe - PAP). To jest sytuacja można powiedzieć symboliczna. A kto za nią odpowiada? Donald Tusk - mówił Kaczyński na sobotniej konferencji prasowej. Na tym filmie widać grupę młodych ludzi ubranych jak skinheadzi, niosących czerwoną flagę z czarnym krzyżem celtyckim w białym okręgu, podobną do flagi hitlerowskiej. Chcą zaatakować uczestników Kolorowej, jednak bronią ich bojówkarze Antify, którzy odpędzają napastników. Kaczyński stwierdził, że "Marsz niepodległości" już rok temu wzbudził "czynny sprzeciw" godzący w prawa manifestantów "ze strony środowisk lewicowych i skrajnie lewicowych, zorganizowanych, jak można sądzić wokół "Gazety Wyborczej". Szef PiS podkreślał, że w tym roku przygotowania do uniemożliwienia marszu środowisk narodowych były powszechnie znane, ale doszedł do nich element nowy - "ściągnięcie posiłków z zewnątrz", a dokładnie z Niemiec. Według niego, władze "musiały się w tym orientować", jednak mimo to dopuszczono do "niebywałych sytuacji mających wymiar symboliczny". Okrzyki wznoszone podczas "Marszu". - W środku miasta, w środku Warszawy, w dniu niepodległości, Niemcy, bardzo specyficznego typu Niemcy, sądzę, że podobny typ ludzi tworzył kiedyś aparat, który pozwolił Adolfowi Hitlerowi dokonać ogromnych zbrodni, mówię tutaj o typie psychologicznym, bili Polaków, tylko dlatego, że nosili jakieś oznaki narodowe - oświadczył Kaczyński. Według niego, policja zamiast natychmiast zatrzymać niemieckich bandytów i umieścić ich w areszcie, zmieniła trasę defilady historycznej. Jak zauważył, "Polacy we własnym kraju w dniu swojego święta nie mogli chodzić w mundurach historycznych". Zdaniem Kaczyńskiego przy normalnie działającej władzy nie doszłoby do podobnej sytuacji. Pseudokibice obrzucają policję kamieniami. W opinii Kaczyńskiego premier Tusk występując w sobotę ws. zamieszek zastosował "sprytną socjotechnikę". - Stwierdził, że nie ma tutaj żadnego problemu politycznego jest tylko problem chuligaństwa i bandytyzmu - zaznaczył szef PiS. - Oczywiście jest problem chuligaństwa i bandytyzmu. W żadnym wypadku nie stajemy w obronie tych, którzy na Placu Konstytucji z drugiej strony barykady atakowali policję. To były rzeczywiście akty chuligaństwa - dodał. Zaczyna się zadyma na Placu Konstytucji. - W Polsce siły lewicowe doszły do wniosku, że można wręcz fizycznie, zdając sobie sprawę z historycznego wymiaru zaangażowania w tego rodzaju sytuację Niemców, przeciwstawiać się środowiskom patriotycznym różnych odmian. To, że to jest tolerowane, było tolerowane, a w tej chwili przychodzą nowe informacje o prowokacyjnych zachowaniach funkcjonariuszy policji, to jest niesłychanie charakterystyczne dla czasu, w którym żyjemy - powiedział Kaczyński. Kaczyński dodał, że "nie interweniowano w lokalu, który był bazą tych bandytów". Jak wyjaśnił chodzi o klub "Krytyka Polityczna". - Lokal przy Nowym Świecie (...) jest oddany Krytyce Politycznej za bardzo niską, społeczną można powiedzieć cenę. Jest wszelka podstawa, żeby tę umowę, i tak skandaliczną, nawet bez tych wydarzeń, wymówić - powiedział. Kaczyński był pytany przez dziennikarzy o to czy widzi potrzebę zmiany prawa w związku z piątkowymi zamieszkami. Prezydent Bronisław Komorowski w piątek powiedział, że chciałby, aby pojawił się zapis, który ułatwi policji rozpoznanie osób zakrywających twarze np. podczas manifestacji. - Sprawa zasłoniętych twarzy jest warta rozważania. Natomiast demonstracje i zamieszki są rzeczą bardzo złą, ale to jest pewnego rodzaju cena demokracji. W związku z tym wprowadzenie ograniczeń w prawie do demonstracji, poza takimi które mogłyby ułatwiać uniemożliwienie konfrontacji między demonstracjami, jest zupełnie niedopuszczalne - ocenił.