6 grudnia ub.r. Sąd Okręgowy w Gdańsku nakazał Wałęsie przeproszenie Kaczyńskiego za wypowiedzi, w których były prezydent od kwietnia 2015 do maja 2017 r. sugerował, iż prezes PiS "mając świadomość nieodpowiednich warunków pogodowych panujących podczas lotu polskiej delegacji do Smoleńska, wydał polecenie nakazania lądowania samolotu, czym doprowadził do katastrofy lotniczej 10 kwietnia 2010 roku, a swoimi późniejszymi działaniami zmierzał do przerzucenia odpowiedzialności za katastrofę smoleńską na inne osoby". Sąd okręgowy oddalił jednocześnie część żądań Kaczyńskiego, który domagał się też przeprosin za słowa Wałęsy o tym, że prezes PiS "nie jest zdrowy, zrównoważony psychicznie". Kaczyński zarzucił też Wałęsie, że ten - nie mając podstaw, posądza go o to, że wydał polecenie "wrobienia" b. prezydenta i przypisania mu współpracy z organami bezpieczeństwa PRL. Lider PiS żądał przeprosin za takie bezpodstawne posądzenie. Pozew lidera PiS obejmował też żądanie wpłaty przez Wałęsę w formie zadośćuczynienia 30 tys. zł na cele społeczne. Rozprawa odwoławcza Od wyroku sądu okręgowego do sądu wyższej instancji odwołał się zarówno Wałęsa, jak i Kaczyński. W środę w Sądzie Apelacyjnym w Gdańsku odbyła się rozprawa odwoławcza w tym procesie. Pełnomocnik prezesa PiS Bogusław Kosmus wniósł o uwzględnienie w całości (także w odrzuconej przez sąd okręgowy części) pozwu. Z kolei pełnomocnik Wałęsy - Maciej Prusak, wnioskował o oddalenie pozwu w całości (także w części, w której sąd okręgowy uznał b. prezydenta winnym). Kosmus uzasadniając swój wniosek, wskazał głownie na "ludzkie i społeczne aspekty" sprawy. Prawnik podkreślał, że "ludzie i społeczeństwo" nie powinni godzić się na standardy wypowiedzi, jakie zaprezentował Wałęsa, zwłaszcza, że były to wypowiedzi publiczne. Podkreślał, że wysunięte przez b. prezydenta zarzuty dotyczące "czynów bezprawnych, bardzo nagannych, czynów złych", były spekulacjami b prezydenta "opartymi na wyjątkowo wątłych podstawach", a nawet pozbawionymi takich podstaw. Podkreślał, że Polacy nie powinni godzić się na to, aby w debacie publicznej "nielubianej osobie", oponentowi "próbowano przypisać chorobę psychiczną". Wieloletni spór Kosmus zaznaczył, że w ostatnich latach Jarosław Kaczyński rzadko wypowiadał się, w tym krytycznie, o Lechu Wałęsie. Podkreślił, że pełnomocnikom powoda udało się znaleźć jeden wywiad, w którym to zrobił. "A ile jest wypowiedzi Lecha Wałęsy, to wszyscy wiemy. Nam się udało zebrać w ramach pozwu ostatecznie kilkanaście, a wiemy, że jest ich więcej. Więc ilościowo jest tutaj przepaść" - powiedział Kosmus. Dodał, że w takiej sytuacji "nie można powiedzieć, że Wałęsa się przed czymś broni" krytykując Kaczyńskiego. "Nie, po prostu nieustannie atakuje cześć powoda" - powiedział. Zaznaczył, że obok ilościowej, istnieje też jakościowa przepaść we wzajemnej krytyce. Wyjaśnił, że lider PiS we wspomnianym wywiadzie "zajął krytyczne stanowisko, powiedzmy co do kompetencji intelektualnych pana pozwanego, skrytykował poziom tych różnych wypowiedzi" - powiedział Kosmus. "To jest absolutne minimum w porównaniu do tego, co zarzucił Lech Wałęsa powodowi: spowodowanie katastrofy czyli przyczynienie się do śmierci niemal stu osób, w tym własnego brata i bratowej; przestępcze skierowanie podejrzeń o współpracę z SB na Lecha Wałęsę; no i chorobę psychiczną" - zaznaczył Kosmus. Podkreślił że "z ust Wałęsy padły najcięższe oskarżenia, jednocześnie obraźliwe, a jednocześnie merytorycznie bardzo daleko idące". "Tu nie ma symetrii - jest znowu przepaść jakościowa" - powiedział dodając, że "zarzuty Wałęsy były szokujące, oburzające". "Nie możemy sobie nagle wszyscy odejmować zdrowia psychicznego ani w prywatnych rozmowach, ani tym bardziej w publicznych, a cała reszta jest tylko cięższa. Takie zarzuty są może chlebem powszednim, ale w poetyce pana pozwanego, nie w ogólnej poetyce debaty publicznej" - powiedział Kosmus. "Spory, czy wzajemne urazy, nie powinny być załatwiane w formie swoistych medialnych samosądów. Z takim samosądem mieliśmy do czynienia w wykonaniu pozwanego. Jest to działanie nieakceptowalne prawnie ale też etycznie, społecznie szkodliwe" - zakończył swoje wystąpienie Kosmus. Z kolei mec. Maciej Prusak podkreślił, że znajomość i spór między Wałęsą a Kaczyńskim ma długą historię. "Ten dialog jest wieloletni. On trwa i wszyscy jesteśmy do tego przyzwyczajeni" - powiedział. "W życiu politycznym ta debata jest tak intensywna, że części społeczeństwa może się ona nie podobać, ale ona taka jest i taka będzie. Tu wyroki sądowe niczego nie zmienią. Tutaj trwa pewien konflikt polityczny" - powiedział Prusak. Zdaniem Prusaka także inne osoby wypowiadały opinie dotyczące odpowiedzialności Jarosława Kaczyńskiego za katastrofę smoleńską bardzo podobne do tych wygłaszanych przez Wałęsę. "Ale prezes PiS nie poczuł się dotknięty tymi wypowiedziami" - powiedział Prusak. Dodał, że na wypowiedzi Wałęsy Kaczyński zareagował, "bo on również ocenia te wypowiedzi Lecha Wałęsy jako szczególne hipotezy". "To są hipotezy, które mają w pewnym zakresie obudzić opinię społeczną" - powiedział Prusak. Dodał, że "cel wypowiedzi Wałęsy" był taki, aby w trakcie prac komisji, które badały przyczyny katastrofy smoleńskiej, "została zbadana kwestia tej rozmowy telefonicznej rozmowy z 10 kwietnia". "Szczególny status społeczny" Prusak podkreślił, że prezydent Wałęsa "ma swój specyficzny język i niektórym ten język może się nie podobać". Dodał, że - jego zdaniem, Wałęsa dysponuje jednak "szczególnym statusem społecznym". Prusak zaznaczył, że użyte przez Wałęsę określenie "spowodowanie katastrofy" było metaforą. W opinii pełnomocnika Wałęsa mówiąc o odpowiedzialności Kaczyńskiego za katastrofę smoleńską, "chciał powiedzieć: 'Uważajcie, ja Lech Wałęsa znam Jarosława Kaczyńskiego, ja wiem, do czego jest zdolny, wiem o co mu chodzi, ostrzegam was'". "Ten wywód w języku prezydenta Lecha Wałęsy był gdzieś z tyłu. Tak też społeczeństwo, moim zdaniem, to rozumiało. Oczywiście jest to pewna metafora, można powiedzieć. Jednak naszym zdaniem całkowicie dopuszczalna. (...) Ona stanowi - lekkie być może, ale powiązanie z pewnym stanem faktycznym, który miał miejsce. Bo wszyscy wiemy, że rozmowa była i na kanwie tego prezydent Lech Wałęsa, (...) takich słów używa" - powiedział Prusak. Dodał, że Wałęsa jest osobą, "która dla wielu, oczywiście nie dla wszystkich (...), wyraża pewne stanowiska w interesie szerszym, niż tylko indywidualny, w interesie pewnej grupy, być może politycznej, dla której takie wartości, jak demokracja, jak wolność słowa, są najważniejsze". "Jedna i druga strona ma w tej dyskusji bardzo wysoki poziom negacji przeciwnika, co pan prezes Jarosław Kaczyński również wyraża publicznie mówiąc do przeciwników: 'jesteście kanaliami', 'zamordowaliście go'. Ta debata trwa. To jest historyczna sprawa. Niemiłe było z całą pewnością dla prezydenta Lecha Wałęsy postawienie go 'tam gdzie stało ZOMO'. I ta debata taka jest, ale my tej debaty nie przerwiemy. Nie przerwie jej również orzeczenie sądowe, bo ona będzie trwała w innych miejscach" - powiedział Prusak dodając, że zdaniem obrony "granica dopuszczalnej wypowiedzi przez prezydenta Lecha Wałęsy nie została w żadnym zakresie tutaj przekroczona". Prusak powiedział też, że gdyby sąd apelacyjny podtrzymał wyrok sądu niższej instancji i nakazał Wałęsie przeprosiny za słowa dotyczące odpowiedzialności za katastrofę smoleńską, "to jakby będzie taki wniosek, że jest sąd organem, który ma zamykać usta takim osobom, jak Lech Wałęsa". "Takim osobom, które w naszym życiu publicznym są bardzo ważnymi bezpiecznikami i osobistościami, które pokazują społeczeństwu sytuacje zagrażające jego bytowi politycznemu. Przecież prezydent Lech Wałęsa sprzeciwia się polityce prezesa Jarosława Kaczyńskiego ze względu na to, że zarzuca mu autorytaryzm i ostrzega w ten sposób społeczeństwo i ma do tego prawo. Ma do tego prawo z wielu powodów, ale także z takiego powodu, iż jest swoistym wyrazicielem opinii pewnej części społeczeństwa - oponentów Prawa i Sprawiedliwości" - zakończył swój wywód Prusak. Po wysłuchaniu argumentów obu stron Sąd Apelacyjny poinformował, że wyrok w tej sprawie zostanie wydany 22 lipca.