- Dziennikarz śledczy napisał artykuł, o którym dzisiaj możemy z całą pewnością powiedzieć, że prezentował fakty zgodnie z rzeczywistością, był prawdziwy. Został za to usunięty z pracy i to w trybie dyscyplinarnym. Został usunięty z pracy redaktor naczelny, jego zastępca, szef działu. Rozbito najpierw jedną gazetę, później drugą - podkreślił Kaczyński na briefingu w Warszawie. W jego ocenie, "doszło do wydarzeń, które zagrażają wolności słowa" i "doszło do tego na podstawie artykułu, który nie mijał się z prawdą". - Oczekuję od tych, którzy podjęli decyzje tego rodzaju, że się z tych decyzji wycofają - oświadczył prezes PiS. Jak dodał, liczy też na to, że "media zareagują na tę sytuację w sposób właściwy, właściwie ją opiszą i właściwie wyciągną wnioski". Rzecznik partii, Adam Hofman ocenił natomiast, że władza w sprawie trotylu prowadzi politykę dezinformacji. - Polacy czują instynktownie, jaka jest w tej sprawie prawda - powiedział. I zauważył, że "nie mówiono prawdy o czterech próbach lądowania, o identyfikacji ciał i o generale Błasiku i tak samo jest w sprawie trotylu". - Mieliśmy do czynienia z dezinformacją. Czekamy na prawdę w tej sprawie - zakończył Hofman. Na briefingu przypomniane zostały także wypowiedzi z konferencji przedstawicieli warszawskiej WPO po publikacji "Rzeczpospolitej" o ewentualnych materiałach wybuchowych na wraku Tu-154M. - Chciałbym uspokoić opinię publiczną. Powołani przez prokuraturę biegli, pracujący wspólnie z polskim prokuratorem pod Smoleńskiem, nie stwierdzili na wraku samolotu trotylu ani żadnego innego materiału wybuchowego - mówił wówczas Szeląg. Przypomniano także słowa Artymiaka z czwartkowego posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości. Doniesienia "Rz" W końcu października "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy znaleźli na wraku Tu-154M ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła tym doniesieniom. Zaznaczyła, że ślady - znalezione podczas pobytu biegłych w Smoleńsku - mogą oznaczać obecność tzw. substancji wysokoenergetycznych. Jak wtedy wyjaśniał Szeląg, urządzenia wykorzystywane w Smoleńsku mogą w taki sam sposób sygnalizować obecność materiału wybuchowego, jak i innych związków np. pestycydów, rozpuszczalników i kosmetyków. W połowie listopada prokuratura ujawniła, że urządzenia reagowały tak samo podczas badań drugiego samolotu Tu-154M. Autor tekstu pt. "Trotyl na wraku tupolewa" Cezary Gmyz wraz z trzema innymi osobami, w tym z redaktorem naczelnym "Rz" Tomaszem Wróblewskim, zostali zwolnieni z pracy w gazecie. Cząsteczki trotylu Niektóre z detektorów użytych w Smoleńsku wykazały na czytnikach cząsteczki trotylu (TNT), co nie oznacza jednak, że mamy do czynienia z całą pewnością z materiałami wybuchowymi - powiedział w środę naczelny prokurator wojskowy, płk Jerzy Artymiak. - Te same urządzenia (...) po skalibrowaniu i zbliżeniu do opakowania pasty do butów zareagowały pokazując TNT, co może wskazywać na zbliżony skład chemiczny - zastrzegł płk Artymiak. Dodał jednocześnie, że urządzenia są wysokiej jakości. Przedstawiciele prokuratury wojskowej udzielili w środę sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka informacji na temat badań dotyczących ewentualnej obecności śladów materiałów wybuchowych na wraku Tu-154M. Obecny na posiedzeniu komisji Jan Bokszczanin - producent urządzeń używanych do wykrywania śladów ewentualnych materiałów wybuchowych - powiedział, że "nie może zgodzić się ze stwierdzeniem", że jeśli takie urządzenie wskazuje na jony trotylu, to "mogą to być także jony innych substancji". - W warunkach naturalnych (...) jeśli takie urządzenie wskazuje, że był to trotyl, to prawdopodobieństwo, iż nie był to trotyl, jest równe zeru - mówił Bokszczanin. Dodał, że kwestia, w jaki sposób trotyl trafił na badane miejsce - "czy został naniesiony przez osoby mające do czynienia z materiałami wybuchowymi i mające na przykład zanieczyszczone ubrania - to już sprawa śledztwa prowadzonego przez prokuraturę. Bokszczanin powiedział też, że takich urządzeń używa około 60 państw i gdyby ich wskazania były nieprecyzyjne i miały błędy, to urządzenia te "nie byłyby kupowane i takie drogie". Poinformował też, że urządzenia te produkowane są na licencji rosyjskiej. FORUM: Czy wierzycie w teorię o zamachu w Smoleńsku?