Prezes PiS i prezydencki minister wzięli udział w debacie "Referendum - Twój głos jest ważny!?", która została zorganizowana przez Akademię Samorządności PiS w sali konferencyjnej Fundacji im. S. Batorego. Szef PiS podkreślił, że od 1989 roku Polska boryka się z problemem małego zaangażowania społeczeństwa w życie publiczne, co pokazuje słaba frekwencja w wyborach i referendach. "Nikt właściwie nie przeczy, że to jest zjawisko, które trzeba uznać za negatywne, osłabiające demokrację, stawiające ją pod znakiem zapytania" - zaznaczył. Tymczasem, jak zauważył, podczas referendów lokalnych i krajowych pojawiają się próby zniechęcania do głosowania. "Nikt tutaj nie jest bez winy. Ja też" - powiedział i przypomniał referendum ws. odwołania prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego. Prezes PiS negatywnie ocenił wypowiedzi najważniejszych polityków, w tym premiera Donalda Tuska, nawołujących, by nie uczestniczyć w referendum w Warszawie. - Powinniśmy dojść do zgody, która będzie obejmowała wszystkie opcje i polityków, że nikt do tego rodzaju metod się nie odwołuje - zaznaczył Kaczyński. Według niego referendum jest jedną z najważniejszych instytucji kontrolnych władzy. Zaznaczył, że obecnie władza jest coraz mniej kontrolowana, o czym - jak zaznaczył - świadczy słabnąca pozycja NIK, CBA oraz brak kontroli ze strony mediów. Podkreślił, że demokracja bezpośrednia jest bardzo ważna. - Z ogromnym niepokojem patrzę na różne przedsięwzięcia, w których próbuje się wyłączyć mechanizm kontrolny - powiedział szef PiS. Skrytykował także prezydencki projekt zakładający m.in. podniesienie progu frekwencji w referendach dotyczących odwołania władz lokalnych. Według prezydenckiej propozycji dla ważności referendum w sprawie odwołania władz samorządowych wyłonionych w wyborach bezpośrednich konieczna byłaby frekwencja nie mniejsza niż w czasie wyborów. Obecnie referendum takie jest ważne, jeżeli wzięło w nim udział nie mniej niż 3/5 liczby biorących udział w głosowaniu. Kaczyński podkreślił, że nie zdarzyły się skuteczne referenda, które spełniałyby wymogi prezydenckiego projektu. - Mamy podstawy sądzić, że chodzi o doraźne interesy polityczne - powiedział. Zaapelował do prezydenta o wycofanie się z tych założeń. - W Warszawie są zwolennicy i przeciwnicy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Nie rozumiem, dlaczego ma nie dojść do spotkania przy urnach? - zastanawiał się prezes PiS. Nawiązując do nazwy "Platforma Obywatelska" ocenił, że "trudno obronić tezę, że nieuczestnictwo w aktach obywatelskich to jest obywatelskość". Olgierd Dziekoński zaznaczył podczas debaty, że prezydencki projekt dotyczy dwóch rodzajów referendów: ws. odwołania władzy lub podjęcia decyzji przez mieszkańców o konkretnej sprawie. Przypomniał, że projekt zakłada, iż referenda tematyczne byłyby ważne bez względu na liczbę uczestniczących w nich osób (obecnie referendum jest ważne, jeżeli wzięło w nim udział co najmniej 30 proc. uprawnionych do głosowania). Prezydencki minister podkreślił, że wyniki referendum tematycznego powinny być wiążące dla lokalnych władz. - Wtedy pojawia się problem o charakterze lokalnego konfliktu. Jeżeli mamy wypracowaną w referendum decyzję, po drugiej stronie musi być partner, który jest w stanie zrealizować tę wolę. (...) Ten organ musi posiadać względnie stabilną pozycję władzy, w okresie, na który został wybrany w drodze wyborów. Stąd propozycja, żeby podnieść próg referendalny dotyczący odwoływania władz - wyjaśniał. Dziekoński zaznaczył, że kadencja wyborcza to istotny mechanizm demokracji. Dodał, że podstawowym pytaniem jest, czy w ramach demokracji bezpośredniej chcemy decydować o konkretnych sprawach, czy zajmować się kontrolą władz. Przytoczył statystyki, z których wynika, że obecnie na 80 referendów odwoławczych przypada tylko 21 referendów tematycznych. - Ilość zainteresowania sprawami spada, za to wzrasta zainteresowanie ludźmi - zaznaczył. Uznał, że należy to zmienić. Prof. Mikołaj Cześnik z Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej zaznaczył, że podobne grupy wyborców uczestniczą we wszystkich wyborach, także w referendach. Podkreślił, że badania pokazują, że kampanie profrekwencyjne mogą być bardzo skuteczne i mobilizujące. Zauważył, że w Polsce po 1989 roku wszystkie władze zostały wybrane przez "zdecydowaną mniejszość wszystkich pełnoletnich obywateli", ponieważ frekwencja oscyluje około 50 proc. Referendum w sprawie odwołania Gronkiewicz-Waltz odbędzie się 13 października. Będzie ważne, jeśli weźmie w nim udział 3/5 liczby wyborców, którzy uczestniczyli w wyborach prezydenta w Warszawie w 2010 roku, czyli co najmniej 389 430 osób. Inicjatywę zapoczątkowaną przez szefa Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej, burmistrza Ursynowa Piotra Guziała poparły m.in.: PiS, Ruch Palikota i Solidarna Polska. SLD nie podjęło jeszcze decyzji.