Maria Kaczyńska na pytanie, czy chce politykiem odpowiada, że nigdy nie miała takich ambicji. - Wystarczy, że są nimi mąż i szwagier - dodała. Pytana o apel przeciwko zmianom w przepisach antyaborcyjnych, (który podpisała na spotkaniu w Pałacu Prezydenckim 8 marca) podkreśliła, że apel "po prostu wyrażał, co na ten temat myśli". - Nie trzeba być politykiem, by mieć własne poglądy - zaznaczyła. Na uwagę, że premier Jarosław Kaczyński sugerował, iż została wprowadzona w błąd, małżonka prezydenta podkreśliła: "Chyba premierowi nie do końca precyzyjnie przekazano tę informację. Nie zmieniam zdania. Uważam, że zdarzają się w życiu niezwykle trudne sytuacje, w których należy ratować życie matek czy też nie żądać, by zgwałcona przez zwyrodnialca lub, co gorsza, bandę zwyrodnialców dziewczyna musiała rodzić". - Chcę tu zwrócić uwagę, że nie dopuszczam myśli, by istniała możliwość usuwania ciąży na życzenie - oświadczyła. - Spotkanie z dziennikarkami z okazji Dnia Kobiet pomyślane było jako sympatyczny happening. Rajstopy, goździk, zabawne życzenia. Pomysł zbierania podpisów pod jakimkolwiek apelem nie był planowany - podkreśliła M.Kaczyńska. Jak dodała, nie czuła się zaskoczona. - Uznałam, że gorący w tamtych dniach temat spowodował ten apel - zaznaczyła. Pytana o sposób skomentowania tego spotkania przez ojca Tadeusza Rydzyka ("Nie nazywajmy szamba perfumerią") prezydentowa odparła: "Tych słów skierowanych pod adresem moim i obecnych tam pań nie przyjmuje. Oczywiście było mi przykro, że te słowa padły publicznie". Na pytanie, czy uważa, że nie należy zaostrzać przepisów antyaborcyjnych, M. Kaczyńska odpowiedziała: "Polskie przepisy są wystarczające. Jedynie w tych wypadkach, o których mówiłam wcześniej, można podjąć decyzję o aborcji". Dopytywana, czy uważa obecny kompromis za dobry odparła, że tak. - Został z trudem wypracowany i przegłosowany przez wszystkie ugrupowania parlamentarne w latach 90. Konstytucja wystarczająco chroni życie i godność człowieka - podkreśliła. Na pytanie czy Lech Kaczyński jest tego samego zdania prezydentowa mówi: "Sądzę, że tak. Mój mąż jest katolikiem, ale nie fundamentalistą".