Mateusz Lubiński: - 22. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy rusza już w niedzielę. Wszystko jest już zapięte na ostatni guzik? Jurek Owsiak: - Prawie wszystko. Jeszcze kilkadziesiąt sztabów zdecydowało się przyjechać do nas i odebrać identyfikatory, gadżety. To jest dla nich ten cały rytuał, ta cała przyjemność. Ale generalnie logistycznie to już jest taki moment, gdzie musimy nieraz komuś odmówić, bo minął już termin zgłaszania chęci zbierania pieniędzy. Ale robimy co możemy, jeśli jest taka możliwość żeby kogoś wciągnąć na listę, to robimy to. Już wiadomo, kto będzie grał, gdzie i kiedy. - Cały finał który już jest od dwóch lat online, cały internet jest zaangażowany w sposób nieprawdopodobny do organizacji finału, można powiedzieć, że to jest internetowy finał. Zdaje to egzamin. Na Facebooku spontanicznie tworzą się społeczności, które chcą pomóc. Nie wychodząc z domu, można wpłacić chociażby złotówkę. - Pogoda w niedzielę zapowiada się lekka i przyjazna zbierającym. Wszystko podochodziło na czas i mamy informacje, że będzie jeszcze lepiej, niż to ludzie planowali. A 12 stycznia startujemy z 22. Finałem o 8.45 w drugim programie telewizji polskiej. Będzie rekord? - No to jest pytanie nieuchronne, a my niezmiennie na nie odpowiadamy, że to nie rekordy się liczą, tylko sama zbiórka pieniędzy. Rekordem jest, że gramy po raz dwudziesty drugi. - W 25-letniej karierze nowej Polski bardzo wiele symboli i wspaniałych rzeczy przepadło. Parę wartościowych rzeczy straciliśmy, a orkiestra gra. A czy zbierzemy więcej pieniędzy, czy będzie rekord, to jest tez związane ze stanem portfeli Polaków. - Nie jesteśmy rozpieszczani przez dobrobyt, ciągle zaciskamy pasa, musimy liczyć pieniądze, bo jest kryzys. - Jeśli zbierzemy tyle pieniędzy, co w poprzednim finale, to będziemy mogli zrealizować wszystkie pomysły, które mamy. Ale jak zbierzemy mniej, to nie oznacza, że zwijamy żagle. Patrząc po tym żarze jaki jest, że jest ponad 600 tys. na aukcjach internetowych już wylicytowane, to widać, że naród chce z nami grać. W tym roku Orkiestra zbiera "na zakup specjalistycznego sprzętu dla dziecięcej medycyny ratunkowej i godnej opieki medycznej seniorów". Co się kryje pod tym hasłem? - Szpitalne oddziały ratunkowe to są wysoko specjalistyczne miejsca - tam przyjeżdża dziecko z różnych wypadków, nie tylko komunikacyjnych. To są także oparzenia, zatrucia, niestety także pobicia. Od tego oddziału zależy bardzo dużo. Jeśli jest dobrze zorganizowana diagnostyka, to ona pozwala w ciągu kilku minut określić stan dziecka i podejmować ważne decyzje, czy jedzie na dalszą obserwację, czy już na stół operacyjny. Raport Mam Dziecko INTERIA.PL: Uczymy ratować - Przynajmniej w każdym dużym mieście powinien być taki jeden oddział. Tych oddziałów mamy w Polsce kilkanaście. Część z nich jest bardzo dobrze wyposażona i to one powinny wyznaczać standard dla innych oddziałów. Chcielibyśmy móc kupić taki sprzęt, żeby inne oddziały wyrównały do tego standardu. - Ale tym świetnym też chcemy kupić bardzo drogi, specjalistyczny sprzęt. Na przykład tomografy komputerowe, które diagnozują w przeciągu kilku minut, co stało się w środku dziecka. Po wypadku nie widać czasem ran, a w środku dziecka dzieją się rzeczy niedobre i ten sprzęt umożliwia właśnie rozpoznanie wewnętrznych obrażeń. - Mamy już rozeznanie: będziemy kupować aparaty do znieczulania, respiratory, stoły operacyjne, pompy infuzyjne, kardiomonitory. Jest tego dużo, nasz krajowy konsultant pan profesor Piotr Kaliciński przygotował listę i w zależności od pieniędzy będziemy się na tym pochylali. Drugi raz orkiestra zbiera na opiekę medyczną seniorów... - Tak, to jest dalszy ciąg tego, czym zajmowaliśmy się w 21. Finale. Rewelacyjnie to wyszło za pierwszym razem. - Tak jak przed rokiem, skupimy się przede wszystkim na zakupach dla geriatrii. To nie są zakłady opiekuńczo-lecznicze, tylko geriatryczne, które mają umowę z NFZ. Różnica jest w wyposażeniu i w sposobie leczenia. - Na oddziale geriatrycznym pracują geriatrzy - ludzie, którzy diagnozują i leczą osoby w podeszłym wieku. Zakład jest to najczęściej miejsce , gdzie po prostu przebywają ludzie starzy. Jest w kraju takich zakładów bardzo dużo, a standard jest niestety bardzo niski. - My zaczęliśmy naszą pomoc od tego, co najważniejsze. I na te oddziały geriatryczne wjechaliśmy z bardzo dobrym sprzętem. Kupiliśmy ponad 2300 urządzeń i nie tylko łóżka, ale ultrasonografy, kardiomonitory, sprzęt rehabilitacyjny, wszystko wysokiej jakości. I zobowiązaliśmy się , że jeśli gdziekolwiek powstanie oddział geriatryczny, to my go wyposażymy. Oddziały geriatryczne w Polsce to faktycznie "śmietnisko i umieralnia", jak ocenił pan w jednej ze swoich wypowiedzi? - W bardzo wielu miejscach tak było na pewno. Śmietnik to był, do którego zjeżdżały się urządzenia dochodzące do kresu sił. Pozbywając się czegoś z innego oddziału, zrzucało się ten sprzęt na oddział geriatryczny. Nie było ultrasonografów, ani urządzeń do mierzenia gęstości kości. Kupiliśmy też nowe kardiomonitory, nowe pompy strzykawkowe. To zmieniło standard. Teraz na oddziałach geriatrycznych są łóżka produkcji polskiej, ale są to łóżka w standardzie z XXI wieku. - Ale liczba tych miejsc, nawet jak mamy kilkadziesiąt oddziałów teraz, to w 40-milionowym kraju dalej jest bardzo mało. - Umieralnia to brutalne słowo, ale fakty są takie, że obecnie pacjent geriatryczny 90 proc. swojego pobytu leży w łóżku i często tam właśnie umiera. A najlepszym szpitalem powinien być jego dom. Jeśli tylko pozwalają na to warunki, to po kilkudniowym pobycie pacjent powinien iść do domu z całym planem wyznaczonym przez lekarza. Nie zawsze leczenie, ale utrzymanie jak najlepszej formy. Tak jest na całym świecie. - Szpital nie powinien być miejscem do porzucania najbliższych. Teraz dyrektorzy szpitali mają często trudny dylemat: na oddziale leży zostawiony samemu sobie pacjent, który jest niezdolny do samodzielnego życia. Musimy dopiero nauczyć ludzi i przystosować opiekę zdrowotną, abyśmy mogli w przyszłości godnie w podeszłym wieku żyć w swoich mieszkaniach. Mieć dostęp do lekarza i do urządzeń, które ułatwiają życie. - Staramy się nie tylko kupować sprzęt, ale zmienić też nawyki i przyzwyczajenia. To później wraca do nas. Jak człowiek się lepiej czuje na co dzień, to nie wymaga takiej kosztownej opieki, jak to jest w przypadku zaniedbań poważnych, z którymi tak często trafia teraz pacjent na oddział geriatryczny. - Mamy bardzo pozytywne sygnały od starszych ludzi, że ktoś się o nich upomniał w ten sposób i to mobilizuje jak nic innego do dalszej pracy. Wszystkie media obiegła niedawno informacja, że Owsiak zabiera sprzęt ze szpitala w Pszczynie. Powodem było, że sprzęt trafił na oddział kardiologiczny a nie geriatryczny. Dlaczego to źle, skoro wydawać by się mogło, że tu i tu ratuje się ludzi? - Wszystko, co ma ręce i nogi, co wychodzi, musi się opierać na pewnych zasadach. Jeśli łamiemy zasady, to wszystko zaczyna szwankować. Jeśli do samochodu nalejemy zły olej, to nie ma się co dziwić, że się zaciera silnik. Musimy się trzymać zasad. A od samego początku tymi zasadami jest bardzo dokładna realizacja naszych pomysłów. - Jeśli jest pomysł, że kupujemy sprzęt na oddziały geriatryczne i ludzie powierzają nam pieniądze w tym celu, to ten sprzęt jest przypisany na to miejsce. - Zdajemy sobie sprawę, że szpitale mogłyby wchłonąć dziesięć razy więcej sprzętu. Ale sprzęt ma działać na oddziale, na który zbieraliśmy pieniądze. Jeśli zbieramy na ludzi starszych, to sprzęt ma trafić do ludzi starszych. W Pszczynie zasady zostały złamane bez pytania, więc musieliśmy zareagować. Parę miesięcy temu tygodnik "Newsweek" opublikował sondaż, z którego wynikło, że jest pan najbardziej pożądaną osobą w polskiej polityce. Często w swoich wypowiedziach krytykuje pan działania instytucji państwowych. Nie korci pana czasem, żeby z tak dużym społecznym poparciem wziąć sprawy w swoje ręce? - W życiu. Nie i nie. Krótka piłka: Mam przyjemność z robienia tego, co robię. Rezygnowanie z tej przyjemności na rzecz polityki nie wchodzi w grę. - To wymaga jeszcze w Polsce chyba jednego pokolenia, żebyśmy się dorobili polityków, którzy oderwaliby się od karczemnych awantur, a skupili na tym co jest istotą polityki - budowaniu czegoś pozytywnego dla dobra ogółu. Teraz liczy się, żeby kogoś zdyskredytować, żeby pohańbić. To mnie kompletnie nie pociąga. - Dla mnie fantastyczną rzeczą jest stanąć na scenie Przystanku Woodstock i podziękować tym wszystkim ludziom, którzy tam przyjeżdżają, a wcześniej poświęcają swój czas, by organizować z nami Wielką Orkiestrę. - Trzaskanie dziobem w sposób nieokiełznany mnie nie interesuje. Oczywiście jestem Polakiem, który chodzi na wybory i losy kraju są dla mnie niezwykle ważne, czuję się patriotą, chce by o Polsce mówiono jak najlepiej na świecie. Ale to nie jest powód, żeby się brudzić polityką. Robimy dużo dobrego, ludzie to doceniają i wolę przy tym pozostać. Poprosiliśmy naszych użytkowników, by zadali panu własne pytania. Nasi internauci zarzucają panu między innymi, że pomagać nie należy w świetle kamer, tylko po cichu, że miłosierdzie w świetle reflektorów jest obłudne. Jakby pan to skomentował? - Ja zapraszam do pomagania po cichu. Proszę to robić, proszę mieć z tego satysfakcję. Proszę potem zobaczyć, jaki jest efekt tego pomagania po cichu. Ja jednak będę się trzymał tego, co mi powiedział ks. Tischner, jak jeszcze żył. "Panie Jurku, proszę tak to robić, jak pan robi. Medialnie, bo w mediach pan to wymyślił. Jak pan będzie zbierał po cichu, to pan zbierze tyle, ile dziad pod kościołem". - Kocham za to ks. Tischnera, że mi to powiedział, bo ja tez oczywiście miałem własne wątpliwości. Ale robiłem to, co mi serce dyktowało. Po 22 latach WOŚP-u wszystkim mówię: Niech pomagają po cichu! Ale w dzisiejszym świecie są też inne metody i możliwości. To internet teraz, a kiedyś telewizja, tworzą potęgę orkiestry. Dzięki temu, że akcja jest nagłaśniana gdzie się da, kupiliśmy sprzęt o wartości 165 mln dolarów. Zbieranie po cichu? OK, bardzo proszę. Ale dałoby to 1 proc. tej sumy. - Zarzuca nam się na przykład, że Finał to olbrzymie koszty i ponosi je telewizja publiczna. Telewizja wydała za 22. Finał WOŚP 800 tys. złotych na transmisję, a my sprowadziliśmy reklamodawców, którzy zapłacili 1 mln 100 tys. złotych. Telewizja jest do przodu i tak jest od trzech lat. Dbamy też o pieniądz publiczny, chociaż telewizja publiczna w końcu z drugiej strony jest powołana do tego, aby takie transmisje prowadzić. Internauci zarzucają też panu, że dorobił się pan na Orkiestrze niebotycznych sum. - Nie ma odpowiedzi na to. Nie dorobiłem się, nie ma takiej szansy. Chętnie się podzielę tymi pieniędzmi, które ktoś znajdzie. Urząd Skarbowy jest z resztą najlepszą odpowiedzią. Wszystkich, którzy mają takie zarzuty proszę o to, żeby sami pokazali swój PIT, tak jak ja pokazałem dwa lata temu. Ja go pokazuję publicznie. Orkiestra podlega temu samemu prawu, co wszyscy inni, są kontrole i nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości. - Niektórzy Niemcy uważają wszystkich Polaków za złodziei. I to jest taka sama konstrukcja myślowa, że się dorobiłem. Że trzymam miliony w słoiku czy dziurze piekielnej. Zawsze znajdą się hejterzy, którzy wbrew wszystkim faktom będą twierdzić swoje. Nie ma na to rady. Naszym najlepszym rozliczeniem jest, to co stoi w szpitalach. A ludzie, którzy nas krytykują, w większości sami nie pomogliby nigdy nikomu. - Ale krytyka, nawet zupełnie oderwana od rzeczywistości, też daje motywację do działania. Przez lata były głosy, że na dzieci to łatwo zbierać pieniądze, bo nad losem dzieci każdy się pochyli. No to dobra, pomyśleliśmy, pokażemy, że zrobimy coś innego. I to między innymi skłoniło nas, by Orkiestra zaczęła pomagać także ludziom starszym. I jeszcze wybrane pytanie od naszego fana z portalu Facebook: Aki Aki pyta, skąd pomysł i gdzie pan kupuje takie zajebiste okulary? - Okulary? No mogę tyle powiedzieć, że właśnie nastąpiła zmiana. Miałem czerwone, które kupiłem 23 lata temu, jak jeszcze był program "Róbta, co chceta". Były to okulary damskie kupione gdzieś w zakładzie optycznym w Warszawie. Aktualnie mam kupione na Kabatach w zakładzie optycznym, gdzie są prawdziwi pasjonaci, którzy ściągają różne śmieszne okulary z Włoch. No i powiedzieli mi, że mają takie, że o mnie od razu pomyśleli. Przymierzyłem, spodobały się i noszę. Zwykle noszę aż się zniszczą, raczej nie zmieniam ich co chwile. I teraz po tylu latach na ten finał będą okulary bardziej pomarańczowe niż czerwone. Rozmawiał Mateusz Lubiński ----- W niedzielę zapraszamy na relację LIVE z 22. Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i czaty na żywo ze studia WOŚP.