Jurczyk nie stawił się w sądzie - według zaświadczenia przedstawionego przez jego pełnomocnika - przebywa w szpitalu. Marian Jurczyk pozwał Szerkusa, z którym działał w 1970 r. w komitecie strajkowym szczecińskiej stoczni, gdy ten w sierpniu ub.r. użył określenia "agent bezpieki" komentując fakt, iż Jurczyk nie został odznaczony przez prezydenta z okazji 26. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych. W gronie odznaczonych znalazł się Szerkus. W sądzie Szerkus, który przez wiele lat utrzymywał bliskie kontakty z Jurczykiem, także towarzyskie, powiedział dziennikarzom, że nie przeprosi Jurczyka, bowiem "byłoby to zaprzeczeniem prawdy". Przypomniał, że choć Sąd Najwyższy w 2002 r. oczyścił go z zarzutu kłamstwa lustracyjnego jednak w uzasadnieniu swego orzeczenia, uznał m.in., że doszło do formalnego nawiązania współpracy Jurczyka z SB, podpisania przez niego zobowiązania do współpracy, choć - zdaniem SN - opozycjonista podpisał zobowiązanie to podpisał pod przymusem. Szerkus pokazał też dziennikarzom fragment z uzasadnienia orzeczenia SN, w którym napisano, że 1000 zł przekazane przez SB Jurczykowi "nie było wynagrodzeniem, lecz miało go zachęcić do dokładniejszego wykonywania zadań w stosunku do Szerkusa". Jak zaznaczył, z donosami Jurczyka wiąże nieprzyjemności, które go spotkały ze strony SB w związku z posiadaniem w domu nielegalnego wówczas wydawnictwa "Szerszeń". Szerkus uważa, że informację o tym fakcie służbom przekazał właśnie Jurczyk. - Prowadzono wobec mnie postępowanie, groził mi rok więzienia, ale objęła mnie amnestia i postępowanie umorzono - dodał. Zeznania w sprawie składał w środę były działacz związkowy, b. poseł Stanisław Wądołowski, który uzyskał W IPN status pokrzywdzonego. Przedstawił on sądowi dokument ze swojej teczki, w którym pojawiło się nazwisko Jurczyka. W notatce służbowej datowanej na 1985 r., funkcjonariuszka SB zamieściła relację z rozmowy z Jurczykiem, który określony został w tym dokumencie jako podejrzany. Jurczyk informował wówczas - zgodnie z notatką - o stanie zdrowia Wądołowskiego, który miał wypadek samochodowy. Jak zaznaczył Wądołowski, informacje te Jurczyk mógł zebrać od jego rodziny. Świadek zeznał także, że rozmawiał z Jurczykiem w połowie lat 80. o strukturach podziemia w Szczecinie. - Podczas jednej z rozmów z funkcjonariuszem SB została mi powtórzona treść tej rozmowy. Gdy się wyparłem, ten pułkownik powiedział, że "wszyscy święci o tym mówią". Wówczas nie skojarzyłem, że to może się wiązać się z osobą Jurczyka - mówił Wądołowski nawiązując do pseudonimu "Święty", który nadały służby Jurczykowi. Pytany przez sąd, czy spotkał się z sugestiami, że Jurczyk jest agentem, odparł: "wielu tak mówiło, ale ja nigdy w to nie wierzyłem, dopóki nie zobaczyłem materiałów z lustracji Jurczyka publikowanych w prasie". Pytany, czy jemu też proponowano współpracę, mówił, że wielokrotnie, ale nigdy się nie złamał. - Nie było trudno się oprzeć takiej propozycji, o ile ma się charakter. Dla mnie było to niepojęte, że można było podpisać dokument o współpracy - powiedział przed sądem Wądołowski. Działający w "Stowarzyszeniu Grudzień 70 - Styczeń 71" Marian Jasiński powiedział przed sądem, że od trzech osób słyszał sugestie, że Jurczyk miał agenturalną przeszłość. Pełnomocnik Jurczyka mec. Dariusz Niebieszczański powiedział, że orzeczenie SN stwierdza wyraźnie, że prawdziwe było oświadczenie Jurczyka, że nie był tajnym i świadomym współpracownikiem SB. - Na tym właśnie rozstrzygnięciu będę się opierał - dodał. Podkreślił, że to na stronie pozwanej ciąży obowiązek udowodnienia, że jego klient był agentem. W marcu 2000 r. 65-letni wówczas Jurczyk został po raz pierwszy prawomocnie uznany za kłamcę lustracyjnego i stracił mandat senatora. Sąd uznał, że Jurczyk zataił, iż w połowie lat 70. rozpoczął współpracę z SB. Podkreślał, że okoliczności nawiązania współpracy nie zwalniają z obowiązku napisania prawdy - według sądu, SB zmusiła Jurczyka do współpracy pod groźbą śmierci. Jurczyk odwołał się od tego orzeczenia. W czerwcu 2001 r. został po raz drugi prawomocnie uznany za kłamcę lustracyjnego. Sąd Lustracyjny II instancji utrzymał wtedy wyrok I instancji. Od tego wyroku Jurczykowi przysługiwała jeszcze kasacja do Sądu Najwyższego, z czego skorzystał. W październiku 2002 roku Sąd Najwyższy oczyścił Jurczyka z zarzutu kłamstwa lustracyjnego, uznając, że przekazywał on SB nieprzydatne informacje i m.in. dlatego nie można było go uznać za agenta w rozumieniu ustawy lustracyjnej. Jurczyk brał udział w robotniczych protestach w grudniu 1970 r. W sierpniu 1980 r. kierował strajkiem w stoczni w Szczecinie i regionie zachodniopomorskim. 30 sierpnia podpisał porozumienie ze stroną rządową. Był liderem "Solidarności" na Pomorzu Zachodnim i toczył z Wałęsą walkę o przywództwo w związku. Internowany w stanie wojennym. Pod koniec lat 80. był wśród tych liderów "Solidarności", którzy nie uznawali prawa Wałęsy do samodzielnego powoływania nowych władz związku. Był przeciwnikiem "okrągłego stołu". W 1990 r. założył konkurencyjny wobec "S" związek zawodowy "Solidarność '80". W wyborach parlamentarnych w 1997 r. Jurczyk zdobył mandat senatora z woj. szczecińskiego. W listopadzie 1998 r. został wybrany, m.in. głosami radnych SLD, na prezydenta Szczecina. W przedostatnich wyborach samorządowych wygrał bezpośrednie wybory na prezydenta Szczecina. Startował także w tegorocznych wyborach samorządowych, jednak bez sukcesu. Jurczyk żąda od Skarbu Państwa blisko 300 tys. zł za straty i krzywdy, jakich - jego zdaniem - doznał po uznaniu go przez warszawski Sąd Apelacyjny za kłamcę lustracyjnego.