Józef Sowa: Za pięć, za dziesięć lat nas już nie będzie
Czy dziś jest dobry czas, by wracać do tematów najtrudniejszych w relacjach polsko-niemieckich - spraw, których do dziś nie udało się uporządkować: rabunku i germanizacji dzieci w czasie II wojny światowej? O to zapytaliśmy jednego ze świadków historii, biorących udział w pierwszej międzynarodowej konferencji naukowej poświęconej temu tematowi, pana Józefa Sowę.

- Tak, jest dobry klimat - z uwagi na to, że w Europie, w niektórych państwach, odradzają się organizacje nacjonalistyczne, które dążą do wywołania III wojny światowej, bądź rewizji II wojny - mówił Józef Sowa.
- Ja czasu II wojny światowej nie zapomniałem i nie zapomnę nigdy. Wiem, że to jest wielkie nieszczęście narodowe, a tym bardziej społeczne, gdy masy ludzi giną w obozach, na wojnie, a potem kraj nam trzeba znowu odbudowywać - dodał.
W konferencji wzięło udział pięcioro świadków historii - osób, które przypomniały uczestnikom, jak wyglądał proceder grabieży i zniemczania dzieci. Poza Józefem Sową do Krakowa przyjechali również Barbara Paciorkiewicz, Janusz Bukorzycki, Jan Dopierała i Henryk Kowalczyk.

Pani Paciorkiewicz, której, gdy była dzieckiem, zmieniono dane na Baerbel Rossman, zaznaczyła, że niechętnie wraca do czasu II wojny światowej, ale czuje, że jako osoba, która przeżyła germanizację, powinna o tym opowiadać kolejnym pokoleniom.
- Za pięć, za dziesięć lat nie będzie już nas, żywych przedstawicieli, którzy będą mogli opowiedzieć o II wojnie światowej, o tragedii narodu polskiego i żydowskiego - mówił Józef Sowa.
- Kiedy my poumieramy, to historia będzie zanikać, pójdzie w niepamięć. (...) Ta młodzież, która pojawiła się na konferencji, miała łzy w oczach. Wynika z tego, że pragną tego tematu i chcą wiedzieć więcej.