Poseł KO Dariusz Joński mówił w czwartek, że podczas kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej "mogło umrzeć co najmniej 70 osób". Na antenie TVP Info powołał się na wypowiedź wiceburmistrza podlaskiego Michałowa. Jak również przypomniał, w nocy ze środy na czwartek w przygranicznym lesie zmarło roczne dziecko. Prowadzący program zapytał polityka, jaki ma dowód na to, że życie straciło 70 migrantów. Wówczas wiceminister infrastruktury Marcin Horała, drugi gość audycji, wtrącił: - W Russia Today tak mówili. Dariusz Joński: Nie byłoby takich pytań, gdyby przy granicy były media Joński przypomniał, że opozycja domagała się, by w strefie stanu wyjątkowego mogli przebywać niezależni dziennikarze, którzy relacjonowaliby sytuację związaną z napływem migrantów. Poproszony kolejny raz o źródło jego danych, odparł: - Jest nim wiceburmistrz Michałowa, wybrany przez mieszkańców. Może być nawet więcej osób (zmarłych) niż 70 - powiedział poseł KO. Dariusz Joński wyjaśniał również, że "w tym, co mówi, jest ciąg logiczny". Jego zdaniem "nie byłoby takich pytań", gdyby media dopuszczono do terenów przygranicznych. - Możemy opierać się na tym, co mówią samorządowcy. Nawet jeśli dotyczyłoby to jednego dziecka, mówienie, że sytuacja jest świetnie zarządzana, wydaje się nieodpowiednie - uznał, zwracając się do Marcina Horały. Żaryn do Jońskiego: Proszę wycofać się z tych słów Na wypowiedź polityka KO zareagował Stanisław Żaryn, rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych. "Poseł Dariusz Joński powtarza kłamstwa o rzekomych 70 ofiarach. Pytany o źródła twierdzi, że 'trzeba było wpuścić media'". W czasie ataku hybrydowego na Polskę takie słowa to skrajna nieodpowiedzialność" - napisał w czwartek wieczorem na Twitterze.Żaryn dodał: "Panie pośle, proszę wycofać się z tych słów, bo na dziś sprawa wygląda tak: Białoruś ogłasza, że prowadzi 'śledztwo przeciwko Polsce' i rzekomych zbrodni na migrantach. Pan dziś wychodzi i plecie coś o 70 ofiarach i tuszowaniu prawdy przez rząd". W środę Białoruski Komitet Śledczy wszczął sprawę karną przeciwko polskim funkcjonariuszom, którzy dzień wcześniej odparli szturm obcokrajowców na przejście graniczne w Kuźnicy. Niezależny od władz w Mińsku portal belsat.eu wyjaśnił, iż naszym mundurowym zarzuca się "zbrodnie przeciwko ludzkości". Na Białorusi grozi za to kara śmierci. Wiceburmistrz mówił o "nawet 200 zmarłych uchodźcach". SG dementowała te dane Do jakich słów wiceburmistrza Michałowa Dariusza Sikory nawiązywał Joński? Na początku listopada podlaski samorządowiec na łamach niemieckiego pisma "Focus" podał, że w okolicach granicy polsko-białoruskiej mogło zginąć nawet 200 uchodźców. Jak dodawał, "słyszał, że do tej pory musiało zginąć co najmniej 70 osób, ale są też wskazówki, że może być ich nawet 200". W rozmowie z portalem fakt.pl Sikora stwierdził, że mieszkańcy alarmują o kolejnych ciałach, które widzą przy granicy. - Kilka dni temu usłyszałem historię o granicznej rzece Świsłocz. Podobno w wodzie pływają trupy. Są popychane z boku na bok. Tam i z powrotem, między Białorusią a Polską. Żadna ze stron nie chce ich wydostać - opisywał wiceburmistrz. Do danych, jakie podał Sikora, odniosła się wówczas Straż Graniczna. Poinformowała, że żadna z informacji dotyczących rzeki Świsłocz nie jest prawdziwa. "Ta graniczna rzeka codziennie jest patrolowana przez funkcjonariuszy SG. Na tym obszarze działają wzmocnione siły wielu służb" - napisali mundurowi na Twitterze.