W czwartek Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis zezwalający - na mocy tzw. ustawy antyaborcyjnej z 1993 r. - na dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją. Po tym orzeczeniu w całej Polsce rozpoczęły się protesty przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego - manifestacje, blokowanie ulic, protesty przed i w kościołach, a także akcje w mediach społecznościowych. Posłanka PiS Joanna Lichocka była pytana we wtorek w Polskim Radiu 24, czy sposób relacjonowania tych protestów przez niektóre media jest celowym podsycaniem nastrojów. "Tak, mam wrażenie, że to jest ta sama zasada, ten sam sposób relacjonowania tych protestów, jaki mieliśmy w przypadku protestów organizowany przez tzw. Komitet Obrony Demokracji" - oceniła. Jak mówiła, wtedy również ta część mediów, która jest zaangażowana po stronie opozycyjnej, przeciwnej PiS, bardzo chciała jak najbardziej podgrzewać atmosferę. "Były to relacje afirmujące te demonstracje" - zaznaczyła. Zobacz też: Liderka Strajku Kobiet zdradza plany na najbliższe dni Podkreśliła, że na dziennikarzach, podobnie jak na politykach, powinna spoczywać odpowiedzialność za ludzi, tymczasem nawoływanie do manifestacji w czasie pandemii jest jej zdaniem nieodpowiedzialne. "Jestem przerażona tym, jak bardzo zdrowie i życie młodych osób, które wyszły wczoraj po raz kolejny na ulice, jest zupełnie lekceważone przez polityków totalnej opozycji, polityków Platformy Obywatelskiej i Lewicy, ale też niestety lekceważone przez media, które tak gorliwie zagrzewają do tych protestów" - powiedziała. "Mamy pandemię, trzeba się chronić, zachowywać dystans społeczny. Sytuacja jest poważna" - przypomniała. Lichocka: PO i Lewica mówią, że ludzie mają prawo być agresywni Posłanka zwróciła jednocześnie uwagę, że przebieg poniedziałkowych protestów w Warszawie był bardziej agresywny niż w pozostałych miejscach w Polsce. "Tutaj, mam wrażenie, mamy do czynienia ze świadomym zagrzewaniem do nienawiści i wręcz do aktów przemocy" - powiedziała. "Odpowiedzialność za to ponosi Platforma Obywatelska i Lewica, która mówi o wojnie, która mówi o tym, że ludzie mają prawo być agresywni" - mówiła. Wskazała przy tym, że niektórzy politycy totalnej opozycji sami używają wulgarnych słów, a także, jak chociażby posłanka Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus, uczestniczą także w zakłócaniu mszy świętych. Zobacz też: Na Kościół spadł gniew. "Eskalacja przed nami" "To jest przekroczenie granicy, którą posłowie i parlamentarzyści przekraczać nie powinni, uważam to za zachowanie, które zmierza do jeszcze większego wzrostu napięcia i jeszcze większej nienawiści i podziałów" - przekonywała. "Ci ludzie świadomie dzielą Polaków, świadomie zagrzewają do bitew na ulicach, ponieważ mówią, że to jest wojna. Dla własnych korzyści politycznych" - dodała Lichocka. Lichocka z apelem do młodych dziewczyn Zaapelowała także do młodych dziewczyny, które biorą udział w protestach. "Rozumiem, że jesteście w szoku, ale nie dajcie się napuścić politykom opozycji do tego, żebyście byli używani w walce pełnej nienawiści, bo jesteście wykorzystywani do ich planu, żeby jak najbardziej podnieść temperaturę w społeczeństwie, jak najbardziej podzielić (społeczeństwo) i doprowadzić do jak najostrzejszych wystąpień na ulicach" - apelowała. "To jest realizacja kolejny raz tego samego scenariusza: ulica i zagranica. Za wszelką cenę, bez względu na dobro Polaków wrócić do władzy" - dodała.