W niedzielę Rada Polityczna PiS wybrała wiceprezesów partii. Do pełniących już wcześniej tę funkcję premier Beaty Szydło, szefa MON Antoniego Macierewicza, ministra-koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego oraz sekretarza stanu w KPRM Adama Lipińskiego dołączyli minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak i wspomniany już wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński. Nazwiska kandydatów przedstawił Jarosław Kaczyński. Jak można było się spodziewać, nikt nie ośmielił się sprzeciwić decyzjom prezesa. Wszyscy wskazani uzyskali pełną akceptację. Jak podała "Gazeta Wyborcza", za pozostaniem Beaty Szydło w ścisłym kierownictwie partii głosowało 309 osób (przeciw było 4), za dalszą obecnością na partyjnym stanowisku ministra obrony narodowej opowiedziało się 293 głosujących (16 przeciw), za Mariuszem Kamińskim 312 osób (7 przeciw), a Adam Lipiński uzyskał 291 głosów "za" przy 22 "przeciw". Brudzińskiego poparło 294 głosujących (16 przeciw), za Błaszczakiem było 311 osób przy 6 glosach przeciwnych. Zarówno Mariusz Błaszczak jak i Joachim Brudziński to od lat jedni z najbliższych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego, zaufani ludzie prezesa. Usankcjonowanie rzeczywistej sytuacji Jak pisał we wtorkowym wydaniu "Fakt" najwyższej w partyjnej hierarchii awansował jednak Brudziński, który został oficjalnie namaszczony przez Jarosława Kaczyńskiego na pierwszego wiceprezesa PiS, czyli bezpośredniego zastępcę prezesa. - Joachim Brudziński został przedstawiony jako pierwszy zastępca - potwierdza informacje gazety w rozmowie z Interią Marek Suski, poseł i członek Rady Politycznej PiS. I dodaje, że to "decyzja prezesa". Polityk PiS podkreśla, że wyróżnienie Brudzińskiego to "tylko usankcjonowanie istniejącej już w zasadzie sytuacji". - De facto od wielu lat Joachim Brudziński taką rolę pełni kierując biurem organizacyjnym partii, organizując działalność, nadzorując pracę struktur itd. - tłumaczy poseł. Czy w związku z oficjalną nominacją na pierwszego wiceprezesa, Jarosław Kaczyński powierzył wicemarszałkowi Sejmu, nowe obowiązki? - Pełni te same zadania, które wypełniał dotąd -relacjonuje Marek Suski. - Zobaczymy w praniu, może będzie miał jeszcze jakieś nowe zadania, ale i tak ma ich sporo, więc ma co robić - dodaje w rozmowie z Interią polityk PiS. Słuszna decyzja Zdaniem dr Olgierda Annusewicza, politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, awans Brudzińskiego w partyjnej hierarchii jest "oczywisty". - Jest politykiem, który posiada bardzo duże zdolności organizacyjne. Jeśli zakładamy, że pierwszy wiceprzewodniczący jest prawą ręką Jarosława Kaczyńskiego i osobą, która ma dbać o sprawność organizacyjną partii, to jest to wybór jak najbardziej prawidłowy - mówi w rozmowie z Interią ekspert. Nominację Brudzińskiego pozytywnie ocenia też politolog dr hab. Maciej Drzonek, profesor z Uniwersytetu Szczecińskiego. - To dobre posunięcie - mówi ekspert. Prof. Drzonek wspomina swoje kontakty z pochodzącym również ze Szczecina Brudzińskim przy okazji wydarzeń organizowanych przez uczelnię. - Po wyborach w 2005 roku zrobiliśmy sesję naukową poświęconą analizie tychże wyborów. Zaprosiliśmy wszystkich parlamentarzystów z zachodniopomorskiego. Było ich wówczas dużo, reprezentowali wszystkie opcje polityczne. Najwięcej z tych posłów przyszło po to, żeby się pokazać, tak jak to zwykle czynią. Natomiast Joachim Brudziński, wówczas jeszcze przecież młody poseł, pozostał z nami na tej sesji, naukowej podkreślam, do końca. Robił notatki, a na koniec zadawał bardzo interesujące pytania - opowiada politolog. Właściwy człowiek na właściwym miejscu Prof. Drzonek ocenia Brudzińskiego jako polityka "bardzo merytorycznego". - To jest człowiek wielkiej pracowitości i oddania. Nigdy nie słyszałem o jakichś posądzeniach, żeby działał w interesie prywatnym czy interesie jakiś grup - chwali nowego wiceprezesa PiS prof. Drzonek. Wierność partii i lojalność to bezsprzecznie zalety Brudzińskiego. Trudno doszukać się w jego karierze politycznej flirtów z konkurencyjnymi środowiskami. Nowy wiceprezes PiS od lat ściśle związany jest z braćmi Kaczyńskimi. Współpraca sięga początku lat 90., czyli chwili gdy działalność rozpoczynało Porozumienie Centrum. Od 2005 r. sprawuje mandat posła w barwach PiS. Po ostatnich wyborach dostał posadę wicemarszałka Sejmu. - Łączenie funkcji wicemarszałka Sejmu, być może półżartem "pierwszego wicemarszałka", z funkcją pierwszego wiceprezesa PiS jest dość dobrym strategicznie i logistycznie posunięciem - uważa dr Olgierd Annusewicz. - Wszyscy pozostali wiceprezesi PiS są mocno zaangażowani w rząd. A trudno jednocześnie dbać o partię, pilnować jej spójności i dyscypliny, a jednocześnie być ministrem czy premierem na pełen etat - zwraca uwagę ekspert z UW. Brudziński od 2006 r. pełnił funkcję przewodniczącego Zarządu Głównego PiS. Organ został zlikwidowany w 2010 r, ale w tym samym dniu partia ustanowiła w jego miejsce Komitet Wykonawczy, gdzie również objął kierowniczą funkcję. Brudziński trwa na tym stanowisku nadal. Twardo broni poglądów i stanowisk Prawa i Sprawiedliwości. Tłumaczy posunięcia swojej partii i wytrwale odpiera ataki opozycji. I robi to w dość charakterystyczny sposób. Na błyskotliwość Brudzińskiego zwraca uwagę prof. Drzonek. - Znany jest z tego, że nie unika różnych utarczek słownych, a ostatnio też bardzo aktywnie udziela się na Twitterze - mówi politolog z Uniwersytetu Szczecińskiego. - To polityk bardzo charakterystyczny w PiS. Można Joachima Brudzińskiego lubić albo nie, może kogoś denerwować a u innych może wzbudzać sympatię, natomiast jest to niewątpliwie polityk, któremu nie można odmówić skuteczności i siły politycznej - podkreśla z kolei dr Annusewicz. Jednocześnie politolog z UW dodaje, że gdyby znany z ostrego języka Brudziński chciałby w przyszłości rozwijać swoją dalszą karierę polityczną "w kierunku dziedziczenia schedy po Jarosławie Kaczyńskim, to wizerunkowo powinien zadbać o łagodniejszą stronę swojej osobowości". Nagrody za lojalność Lojalności i oddania partii nie można tak samo odmówić drugiemu nowemu wiceprezesowi PiS Mariuszowi Błaszczakowi. Obecny szef MSWiA również działa w PiS od początku istnienia partii, wcześniej był członkiem PC. W rządzie Kazimierza Marcinkiewicza i w rządzie Jarosława Kaczyńskiego był szefem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. W poprzedniej kadencji Sejmu odnajdywał się w funkcji przewodniczącego klubu PiS w Sejmie, był też rzecznikiem prasowym klubu. - Minister Błaszczak jest jednym z najwierniejszych i najbardziej doświadczonych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego - zaznacza dr Annusewicz. Strategiczne zadanie Zdaniem prof. Drzonka awanse dla Brudzińskiego i Błaszczaka należy rozpatrywać w kontekście słów prezesa PiS, które padły na konferencji prasowej po niedzielnym posiedzeniu Rady Politycznej PiS. Kaczyński mówił o pojawieniu się w otoczeniu Prawa i Sprawiedliwości osób, które powołują się na rzekomo jego sugestie, czy decyzje, w celu realizacji swoich prywatnych interesów. Przestrzegał przed takimi działaniami. - W ścisłym kierownictwie Prawa i Sprawiedliwości znaleźli się politycy, którzy są w tej partii od samego początku. A zatem jest to takie osadzenie się na twardym rdzeniu - mówi prof. Drzonek. Ekspert przypomina, że każdą partię władzy dotyka zagrożenie polegające na interesowności jej członków, którzy w pewnym momencie nie tyle chcą służyć obywatelom, co robić własne interesy. - Większość partii nie potrafi sobie z tym poradzić - wyjaśnia. - Kaczyński bardzo wyraźnie powiedział, że nie będzie tego tolerował i wielokrotnie dawał temu wyraz. Kiedy pojawiały się tu i ówdzie informacje w przeszłości o tego typu działaniach członków PiS-u, on ich po prostu usuwał - przypomina. W tym kontekście prof. Drzonek przypomina sformułowanie znane jeszcze z czasów AWS: "TKM" ("teraz k***a my" - red.). - Chodzi o to, żeby ten "TKM" do głosów nie dochodził w PiS-ie, wśród działaczy niższego szczebla. A takie głosy można tu i ówdzie usłyszeć - mówi politolog z Uniwersytetu Szczecińskiego. Według eksperta, przeciwdziałanie takim dążeniem to właśnie zadanie ścisłego kierownictwa PiS-u. - Jeżeli takie głosy zaczęłyby dominować, no to oczywiście to będzie początek końca tej władzy. Władza musi jak najbardziej odcinać się od tego, i to Kaczyński zapowiedział - uważa prof. Drzonek. Stąd powierzenie zadania Błaszczakowi i Brudzińskiemu. - Oni też wielokrotnie dawali znać o tym, że takich działań nie będą tolerować - dodaje. Niepełny awans wicepremierów Wbrew wcześniejszym spekulacjom i doniesieniom medialnym, do ścisłego kierownictwa Prawa i Sprawiedliwości nie weszli wicepremierzy Mateusz Morawiecki i Piotr Gliński. Morawiecki od samego początku kadencji wymieniany był niemal jako pewniak do zasilenia najbliższego kręgu Kaczyńskiego. Prezes PiS wyraźnie postawił na niedoświadczonego w polityce ministra, i wyznaczył mu ambitne zadania. Wszyscy czekają na ujawnienie szczegółów spektakularnie zapowiadanego "planu Morawieckiego".O braku pełnego awansu zadecydował zapewne zbyt krótki staż w partii obu panów. - Powierzenie im stanowisk wiceprezesów mogłoby być niezrozumiałe dla członków PiS-u - uważa dr Annusewicz.- Nie można wszystkich zrobić wiceprezesami. PiS ma już ich i tak dużo - dodaje prof. Drzonek. Specjalne dowartościowanie Ale Kaczyński zapowiedział utworzenie z myślą o wicepremierach nowego partyjnego organu: Prezydium Komitetu Politycznego PiS. Jaki to ma sens?- Być może chodzi o to, żeby poczuli się trochę wyróżnieni i żeby wzmocnić ich polityczną pozycję, albo żeby odpowiedzieć na jakieś próżne potrzeby, bo będzie to ciało raczej honorowe - mówi w rozmowie z Interią politolog z UW. Obaj eksperci zgodnie przewidują, że zapewne chodzi o dowartościowanie Glińskiego i Morawieckiego. - W każdej organizacji politycznej liczy się polityczna siła, zdefiniowana zapleczem ludzi, którzy wspierają danego polityka. Zwłaszcza w partii takiego typu jakim jest PiS, zresztą PO podobnie, czyli partii liderskiej, opartej na bardzo silnym autorytecie lidera, wsparcie z jego strony ma szczególne znaczenie - tłumaczy dr Annusewicz.- Instytucje takie jak Prezydium Komitetu Politycznego czy pierwszy wiceprezes, na które osobiście nominuje Jarosław Kaczyński mają pokazywać, że pozycja polityczna osób nominowanych w partii jest silna, żeby inni się z nim liczyli - podsumowuje w rozmowie z Interią politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Śledź profil autorki na Twitterze