Dziękował rodzinie i bliskim za wsparcie oraz za to, że udało im się uzbierać "ogromną kwotę 350 tys zł kaucji", mediom za "rzetelne relacje, dzięki którym przywrócono nadzieję", swej obrończyni oraz - jak się wyraził - "dziesiątkom a nawet setkom pacjentów, którym kiedyś udało mi się pomóc, a którzy teraz, w tych trudnych tygodniach, pomogli mnie". - Jestem niewinny, padłem ofiarą zmowy, w wyniku której mnie znieważono i wtrącono do tego więzienia. To jest okropne miejsce i powiem szczerze, że ledwo dałem radę. I gdyby nie pomoc wielu ludzi zza murów, byłoby mi bardzo trudno - powiedział uwolniony lekarz. Dwie i pół godziny wcześniej Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał decyzję I instancji, co pozwoliło zwolnić z aresztu podejrzanego. Według sądu, mimo 5 miesięcy śledztwa nie wykazano, by zachodziło "duże prawdopodobieństwo", iż dr G. umyślnie zabił pacjenta. - Decyzja sądu nie kończy postępowania, śledztwo trwa nadal. Prokuratura zrobi wszystko, by postępowanie przeprowadzić w sposób rzetelny, obiektywny i wszechstronny - zadeklarowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie, Katarzyna Szeska. W piątek od godz. 13.00 Sąd Apelacyjny badał zażalenie prokuratury, która odwołała się od postanowienia Sądu Okręgowego w Warszawie. Ten, prawie dwa tygodnie temu wyznaczył 350 tys zł kaucji, po wpłaceniu której dr G. - znany kardiochirurg, ordynator ze szpitala MSWiA w Warszawie, mógłby wyjść z aresztu, gdzie przebywa od lutego, gdy zatrzymało go Centralne Biuro Antykorupcyjne. Prokuratura w swym zażaleniu zarzuciła sądowi I instancji błędne przyjęcie, że przedstawione dowody nie uzasadniają "dużego prawdopodobieństwa" popełnienia zabójstwa przez dr. G., a także, że niesłusznie sąd pominął obawę matactwa, która w przekonaniu prokuratury występuje po stronie lekarza. Śledczy zarzucili też, że sąd pominął dowody z operacyjnych podsłuchów CBA. Z zażaleniem prokuratura złożyła wniosek o wstrzymanie decyzji pozwalającej zwolnić dr. G. z aresztu mimo, iż rodzina wpłaciła już kaucję. Ten wniosek SA uwzględnił w zeszłym tygodniu. Wtedy również media informowały, że będzie kilka ekshumacji zwłok pacjentów doktora G. a prokuratura bada kilkanaście nowych przypadków zgonów pacjentów operowanych przez kardiochirurga. Ponadto według mediów prokuratura "jest bliska" postawienia nowych zarzutów ordynatorowi. Po 14.00 sąd zarządził przerwę w swym niejawnym posiedzeniu. Ogłoszono, że do sądu mają się stawić dwaj lekarze, którzy chcą udzielić aresztowanemu poręczenia osobistego: wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej dr Andrzej Włodarczyk i dr Leszek Adadyński z zarządu Polskiego Towarzystwa Transplantologii. - Zdecydowałem się złożyć poręczenie, bo nie wierzę w zarzut zabójstwa postawiony doktorowi G. - powiedział dziennikarzom Włodarczyk. O kilkudziesięciu zarzutach korupcyjnych, nie chciał się wypowiadać, zostawiając decyzję sądowi. - Sam siedziałem w więzieniu w stanie wojennym i wiem czym to pachnie. Dalsze przetrzymywanie Mirosława G. w areszcie jest bez sensu i może służyć złamaniu człowieka, który - doprowadzony do takiego stanu - podpisze wszystko by wyjść na wolność - dodał dr Włodarczyk. Jego zdaniem, nie ma mowy o obawie matactwa ze strony lekarza po jego zwolnieniu. - Gdy Mirek wyjdzie, pierwsze o czym pomyśli, to pozbierać się psychicznie po tej traumie. Nie w głowie będzie mu utrudnianie śledztwa - powiedział. Włodarczyk poinformował, że obowiązkiem poręczających będzie czuwanie, by zwolniony z aresztu lekarz nie utrudniał śledztwa i stawiał się na każde wezwanie prokuratury oraz sądu.