Śledztwo - według ustaleń dziennikarzy RMF FM - ma dać odpowiedź na pytanie: czy pracownicy Instytutu Ekspertyz Sądowych przekroczyli swoje uprawnienia, ujawniając materiał, jaki powierzono im do badań? Chodzi o naruszenie artykułu 241 paragraf 1, który mówi, "że bez zezwolenia rozpowszechnianie wiadomości z postępowania przed ujawnieniem ich w sądzie podlega karze nawet do 2 lat więzienia". Poza tym śledczy z prokuratury wojskowej, przekazując sprawę do Krakowa, sugerowali, aby właśnie pod kątem naruszenia tego paragrafu sprawę badać. Ewentualne zarzuty może usłyszeć dwóch pracowników Instytutu. - Krzysztof Kwiatkowski podchodzi do każdej decyzji prokuratury ze spokojem i szacunkiem - zapewnia rzeczniczka ministra sprawiedliwości Joanna Dębek. - Jeśli krakowscy prokuratorzy uznają, że będą chcieli uzyskać od niego jakieś informacje dotyczące tego, co zdarzyło się w Instytucie Ekspertyz Sądowych, na pewno takie informacje prokuratorom w Krakowie przedstawi - podkreśla. Z samym Krzysztofem Kwiatkowskim dziennikarzowi RMF FM nie udało porozmawiać. Jest bowiem w Stambule na spotkaniu ministrów sprawiedliwości Rady Europy. Jak jednak nietrudno się domyślić, nie jest zadowolony z takiego obrotu sprawy. Przypomnijmy, że Kwiatkowski odsłuchał ośmiu sekund zaszumionego nagrania, zrobił to w świetle kamer, więc trudno posądzać go o celowe działanie. Większe kłopoty niż Kwiatkowskiego czekają w tej sprawie jednak szefową Instytutu, która puściła nagranie. Maria Kała zdecydowanie odmawia komentarza do dzisiejszej decyzji prokuratorów.