"W związku z wypowiedzią w dniu 4.9.2007 r., w której zwraca się Pan do Straży Marszałkowskiej i pracowników Kancelarii Sejmu używając obraźliwych słów wobec akredytowanych w Sejmie fotoreporterów, żądamy od Pana publicznych przeprosin" - napisali fotoreporterzy w piśmie, które chcieli w piątek w Sejmie wręczyć marszałkowi. Jak podkreślili, "w przypadku braku woli załagodzenia zaistniałej sytuacji, rozważymy wystąpienie na drogę prawną". Marszałek minął jednak fotoreporterów bez słowa nie przyjmując pisma. Zostało ono złożone w sekretariacie marszałka. Na początku tygodnia miał nazwać fotoreporterów "ścierwojadami". Pytany na środowej konferencji prasowej o to określenie marszałek nie dementował. Tłumaczył, że nie użył go publicznie, a - jak dodał - "jeśli ktoś podsłuchał, to jego problem". W piśmie fotoreporterzy napisali, że stanowisko marszałka Sejmu zobowiązuje do "posiadania odpowiednich kwalifikacji moralnych i wysokiej kultury osobistej, potrzebnej do kierowania pracami parlamentu". Nie przyjmują argumentacji Dorna, że określenia "ścierwojady" użył w rozmowie prywatnej, bo - podkreślają - wypowiedź padła w Sejmie, w obecności dziennikarzy i pracowników Kancelarii. Fotoreporterzy zwrócili też Dornowi uwagę na zachowanie straży marszałkowskiej, której "nakazuje się ochranianie marszałka przed obiektywami telewizyjnych kamer i aparatów w sposób sugerujący, że z ich strony może dojść do czynnej napaści" na Dorna. "Rozumiemy, że obecna sytuacja polityczna wywołuje określone napięcia i stres, widzimy nerwowe zmagania w sali posiedzeń, jednak takie napięcia zdarzały się również w poprzednich kadencjach Sejmu. Nigdy jednak żaden z Marszałków nie okazywał nam tyle niechęci co obecny" - napisali. Dorn tłumaczył w środę, że jego doświadczenia z fotoreporterami są takie, że "wbrew jego woli sfotografowali go półnagiego, w samych majtkach na szpitalnym łóżku, na którym leżał ze złamanym kręgosłupem, że zepsuli mu wydarzenie w życiu ważne, czyli ślub, że ostatnio fotoreporter, nawet teraz, kiedy chodzi o kulach, stanął w drzwiach do wyjścia do gabinetu i musiał być siłą przez oficera BOR stamtąd wypychany". Deklarował, że "ma duży szacunek dla nienachalnych, przestrzegających elementarnych reguł zachowania fotoreporterów, ale istnieje też taka grupa, którą określa tak, jak określa". Pod listem do Dorna podpisało się około 20 fotoreporterów, m.in. z "Dziennika", "Rzeczpospolitej", "Gazety Wyborczej", "Faktu", "Wprost", "Gazety Polskiej", "Życia Warszawy", Polskiej Agencji Prasowej i Reutersa. Rzecznik marszałka Witold Lisicki powiedział, że Ludwik Dorn odniesie się do pisma fotoreporterów kiedy się z nim zapozna. Jak dodał, prawdopodobnie nie będzie to w piątek z powodu napiętego harmonogramu prac Sejmu.