- Może wyjść, kto współpracował z przestępcami. Ale z uwagi na dwa dziwne samobójstwa z resztą może być problem - dodał Mirosław G., były oficer Centralnego Biura Śledczego, członek specgrupy ds. tego porwania. Konrad Piasecki: Panie inspektorze był pan "kretem"? Mirosław G.: Nie byłem "kretem". Współpracował pan z przestępcami, przekazywał im pan informacje? Mirosław G.: To jest kłamstwo. Ryszard Kalisz o panu mówił, że był taki członek specgrupy zajmującej się Olewnikiem, który został złapany na współpracy z przestępcami. Mirosław G.: Domyślam się, że pan minister ma mnie na myśli, ponieważ nie znam innej osoby, która by pracowała przy tej sprawie i miała postawione jakiekolwiek zarzuty. Nie ukrywam, że mam postawione zarzuty. Dotyczą one jednak wiele niższego kalibru niż te, o które zostałem oskarżony. Ktoś, kto mnie określa "kretem" po prostu kłamie. Ale obaj panowie trafiliście do aresztu. Za co w takim razie? Marcin Popowski: Moim zdaniem za informacje, które mieliśmy, które mogły przyczynić się do wykazania błędów w śledztwie, a także dać nowe tropy błądzącej wtedy w ciemnościach grupie. Czyli komuś zależało, żeby nie dojść do prawdy w sprawie porwania i zabójstwa Krzysztof Olewnika i dlatego was zatrzymano? Takie macie poczucie? Marcin Popowski: Jest to wypadkowa pewnych działań. Tak nie można powiedzieć. Jest to efekt naszych kontaktów i przekazywanych informacji. Informacji, które ja przekazywałem oficerowi policji komendy głównej. Informacji, które mogły być istotne i które należało na tamten czas wykorzystać. Pan uważa, że aresztując was chciano utrudnić dojście do prawdy w sprawie Olewnika? Mirosław G.: Albo chciano utrudnić dojście do prawdy, ewentualnie nie wiem, czy nie chodziło bardziej może o skierowanie sprawy na inny trop. A uważacie panowie, że to śledztwo było faktycznie tak katastrofalnie prowadzone jak się dziś to ocenia? Mirosław G.: Trudno mi się wypowiadać. Na mnie ciąży obowiązek zachowania tajemnicy służbowej... Pytam o pańskie poczucie. Mirosław G.: ? plus ewentualne przesłuchanie w prokuraturze na temat tych nieprawidłowości. Ponieważ sprawa zakończyła się tak, jak się zakończyła, czyli po dwóch latach okazało się, że sprawcy zamordowali Krzysztofa i w ciągu tych dwóch lat nie zostali zatrzymani, na pewno pewnego rodzaju uchybienia czy niedociągnięcia zostały popełnione. Daleko bym się jednak odżegnywał, że to jest tylko ewidentna wina policji. Policja wykonywała wszystkie czynności pod nadzorem prokuratora. Ja z czynnościami prokuratorskimi nie miałem w ogóle do czynienia i nie wiem, co tam było robione.