Jasiński podkreślił, że nowelizacja ustawy hazardowej z 2003 r. dała państwu monopol na prowadzenie wideoloterii (ale duże obciążenie podatkowe sprawia, że prowadzenie tej gry jest nieopłacalne). B. minister sportu protestował jednak, gdy niektórzy posłowie zawierali w swych pytaniach stwierdzenie, że był on zwolennikiem wideoloterii. Jasiński zaznaczał, że chciał jedynie postawić na forum rządu do rozważenia kwestię wideoloterii, z jednej strony ze względu na to, że podnosił ją zarząd Totalizatora Sportowego - państwowego monopolisty, z drugiej - jako ewentualne źródło środków na budowę Narodowego Centrum Sportu. Wideoloterie podobne są do gier na tzw. jednorękich bandytach, z tym, że dzięki połączeniu urządzeń w sieć dają one możliwość wygrania skumulowanej sumy, znacznie wyższej niż na zwykłym automacie o niskich wygranych. Jasiński mówił także, że "czy to się nam podoba, czy nie" w erze internetu zwiększyła się możliwość uprawnia hazardu i państwo powinno w jakiś sposób na to zareagować, a jednym ze sposobów reakcji mogło być właśnie umożliwienie organizowania wideoloterii. Innym powodem, dla którego Jasiński chciał, by rozważona została kwestia wideoloterii, było jego przekonanie, że gdyby zakazać gier na automatach o niskich wygranych (za czym się opowiadał) wielu ludzi korzystałoby z nich w szarej strefie. - Wprowadzenie automatów o niskich wygranych (również na mocy nowelizacji z 2003 r.) wpłynęło na to, że zwiększyła się, że tak powiem chęć do hazardowania się. Tego typu chęci nie da się powściągnąć tylko poprzez zlikwidowanie automatów, trzeba próbować w jakiś sposób te dążenia skanalizować - przekonywał Jasiński.