Przed Sądem Okręgowym w Warszawie 85-letni były szef Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego mówił głównie o gospodarczych przyczynach stanu wojennego. - Akt oskarżenia pomija stan gospodarki w 1981 r., a bez tego nie da się odnieść do wprowadzenia stanu wojennego - mówił. Powiedział, że w wyniku postulatów "Solidarności" o 25 proc. wzrosły wtedy płace, a produkcja spadła o 18 proc. Lawina pustego pieniądza pustoszyła rynek - dodał. Według niego obowiązywała wtedy zasada żądań: "Pracować mniej, a zarabiać więcej". - Niektórzy działacze "S" uznawali, że "im gorzej tym lepiej" - mówił Jaruzelski, cytując słowa Lecha Wałęsy, że jeździ on po Polsce i gasi strajki, a 10 innych ekip je wznieca. Zdaniem oskarżonego, system kartkowy się załamywał, mogło nawet zabraknąć chleba, a "populizm Solidarności był ciosem wymierzonym w gasnącą gospodarkę". Dodał, że od stycznia 1982 r. ZSRR miał ograniczyć do Polski dostawy najważniejszych surowców, co było ekonomicznym naciskiem wobec niewywiązywania się przez nasz kraj z gospodarczych zobowiązań eksportowych. Mówił też o "kampanii antyradzieckiej" w Polsce jako o jednym z motywów tych działań ZSRR. - Stan wojenny okazał się jedyną formą powstrzymania rozpadu gospodarki Polski - ocenił Jaruzelski. Przez dłuższy czas cytował meldunki dla władz z jesieni 1981 r. o brakach podstawowych surowców dla gospodarki, np. o tym, że elektrownie miały zapasy węgla tylko na kilka dni, a miała być ostra zima. - To groziło społeczną zapaścią - mówił. - Czy nie było to wystarczającym powodem do wprowadzenia stanu wojennego? - pytał Jaruzelski, podkreślając, że pod koniec 1981 r. "Solidarność" odrzuciła rządowe plany naprawy sytuacji gospodarczej, a państwa socjalistyczne ograniczały dostawy surowców do Polski. Przyznał zarazem, że wyniki jego reform gospodarczych z 1982 r. nie były zadowalające.