W środę 14 grudnia w budynku Komendy Głównej Policji w warszawie nastąpiła eksplozja, w jednym z pomieszczeń - poinformowała policja - został uszkodzony strop. Komendant policji został przewieziony do szpital na rutynowe badania. Jak podał w sobotę RMF FM, powołując się na członków delegacji towarzyszącej Szymczykowi w wizycie na Ukrainie, komendant został obdarowany przez gospodarzy dwoma granatnikami przeciwpancernymi, które - jak przekonywali Ukraińcy - miały być zużyte. Prawdopodobnie chodziło o RGW-90. To jednorazowy granatnik niemieckiej firmy Dynamit Nobel Defence, służy do przebijania pancerzy i jako broń odłamkowo-burząca. Jak podaje RMF, miał to być "nietypowy, wojenny prezent, jaki robią teraz Ukraińcy - zużyty granatnik przeciwpancerny, którym ostrzeliwano rosyjskie czołgi". Delegacja samochodami wróciła do Warszawy, a otrzymane prezenty gen. Szymczyk zostawił na zapleczu swojego gabinetu. "Dosłownie po sekundzie doszło do eksplozji" "Szef polskiej policji przekazał nam, że następnego dnia po powrocie chciał przełożyć prezenty od Ukraińców na zapleczu swojego gabinetu. W chwili, kiedy przestawił pionowo na podłodze jeden z granatników, dosłownie po sekundzie doszło do eksplozji" - podaje RMF. Przytoczono również opinie ekspertów, według których "granatnik nie mógł wystrzelić sam - chyba, że był uszkodzony i w czasie przestawiania doszło do wybuchu". "Ale możliwa jest też wersja, że komendant główny policji mógł nacisnąć jakiś element tuby po granatniku, którego dokładnie nie sprawdzono" - podaje RMF. Zniszczenia po wybuchu są na trzech kondygnacjach budynku - od parteru do drugiego piętra, a wyrwy w podłogach mają okrągły kształt i wielkość mniej więcej obiadowego talerza. Interia: Szymczyk nie zamierza podać się do dymisji Jak dowiedziała się nieoficjalnie Interia, Jarosław Szymczyk nie zamierza podać się do dymisji po tym, jak w budynku Komendy Głównej Policji doszło do wybuchu. Sprawa ma być jednak bardzo poważnie traktowana w MSWiA, a po procedurach związanych z jej wyjaśnianiem zapadną decyzje co do dalszej przyszłości komendanta. Prokuratura Regionalna w Warszawie wszczęła śledztwo w tej sprawie. "Postępowanie prowadzone jest w kierunku czynu polegającego na nieumyślnym spowodowaniu gwałtownego wyzwolenia energii, które zagrażało życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach. Bezpośrednio po zdarzeniu prokuratorzy z tutejszej jednostki wykonali czynności procesowe. Status pokrzywdzonych mają aktualnie trzy osoby, w tym Komendant Główny Policji. Z uwagi na specyfikę, miejsce oraz charakter zdarzenia nie jest możliwym na obecnym etapie udzielenie informacji o poczynionych ustaleniach" - napisał w oświadczeniu prokurator Marcin Saduś rzecznik Prokuratury Regionalnej w Warszawie. Cała sprawa to od początku do końca to gigantyczna rysa na wizerunku polskiej policji. Interia rozmawiała z policjantami, którzy przyznają wprost, że to zdarzenie nie doda powagi tej formacji. - Byłem kilkanaście razy na Ukrainie w oficjalnych delegacjach, ale takich prezentów nigdy nie było. Były to jakieś medale, tabliczki, loga służby. Broni nigdy nie było. I to jeszcze takiej, która jest w każdym momencie gotowa do bezpośredniego wykorzystania. Po raz pierwszy spotykam się z taką sytuacją, że służba służbie taki suwenir przekazała. Ten sprzęt był uzbrojony - powiedział Interii człowiek związany ze służbami.