Kaczyński został zapytany o ocenę decyzji Sądu Okręgowego w Warszawie, który wydał zabezpieczenie, które w praktyce zakazuje dziennikarzowi "GP" pisania przez rok o Zbigniewie Bońku, prezesie PZPN, niemal w każdym aspekcie. "To w pewnych aspektach przebija komunistyczną cenzurę. Ta decyzja jest wręcz niebywała, sprzeczna z konstytucją i ze zdrowym rozsądkiem. Trudno nie odnieść wrażenia, że sąd decydując tak, a nie inaczej, wysługuje się jakimś interesom. Nie wiem jakim, ale przecież każdy, kto uczciwie spojrzy na tę sprawę, widzi, iż nie o przestrzeganie prawa w niej chodziło, a o jakieś inne względy. Szef PZPN został potraktowany jako osoba korzystająca z jakichś niebywałych przywilejów, jakby był obywatelem, któremu należą się specjalne prawa i specjalne traktowanie. Proszę sobie wyobrazić, że ja występuję do sądu z wnioskiem o zakazanie z góry i na rok pisania na mój temat" - powiedział Kaczyński. Jak jednak podkreślił, mówi to żartobliwie, ale gdyby przyjąć zasadę równości wobec prawa, która przysługuje każdemu i jest całkowicie jasno wyłożona w konstytucji, to przecież każda osoba pełniąca funkcję publiczną mogłaby się domagać takiej nadzwyczajnej ochrony. "Niebezpieczne dla wolności słowa" "Ale teraz zupełnie poważnie, bo mamy do czynienia ze sprawą wymagającą reakcji i niebezpieczną dla wolności słowa w Polsce. Trzeba z całą mocą protestować wobec takich praktyk, bo one z demokracją nie mają nic wspólnego. Ta sprawa jest jeszcze jednym argumentem za koniecznością głębokiej reformy wymiaru sprawiedliwości. I to w wymiarze nie tylko instytucjonalno-organizacyjnym, lecz także personalnym" - ocenił Kaczyński. Prezes PiS odniósł się także, do stwierdzenia, że sędzia Rafał Wagner, który wydał decyzję o zabezpieczeniu, będącą w istocie cenzurą prewencyjną, został wpisany przez przeciwników reformy sądownictwa na listę tzw. sędziów wolności. "Mamy do czynienia z czymś, co można określić mianem marnej burleski, odnoszącej się do spraw praworządności. Bo rzeczywiście w Polsce jest problem z praworządnością, ale głównym źródłem tego stanu rzeczy są wyroki sądów contra legem. Naszym obowiązkiem jest doprowadzenie do tego, by te naruszające prawo wyroki były szybko uchylane, a wydający je sędziowie pociągani do odpowiedzialności dyscyplinarnej i w konsekwencji usuwani z zawodu. I tylko taka zdecydowana postawa wobec tej niszczącej państwo patologii może przynieść efekty, w perspektywie kilku lat wyeliminować to, co krzywdzi tak wielu obywateli" - oświadczył Kaczyński. "Jawne łamanie prawa przez sądy" Jak dodał, oczywiście błędy w sądownictwie zawsze będą się zdarzać - jakieś pomyłki - ale przecież tu nie o pomyłki chodzi, lecz o jawne łamanie prawa przez sądy. "Warto ten problem dostrzec w szerszym kontekście: to jest zjawisko dewastujące życie publiczne, z którym łączą się inne, jak choćby dążenie sędziów do tego, by mieć władzę prawotwórczą. Przecież to zostało zapisane wprost w jednym z uzasadnień do orzeczenia Sądu Najwyższego. A wszystko ma prowadzić do zmiany ustroju w Polsce. Z demokracji na jakąś formę ustroju trybunalskiego, czyli porządku niedemokratycznego, wręcz oligarchicznego" - mówił. Kaczyński został także zapytany o to, że KE, PE, politycy innych krajów, zarzucają władzom Polski niszczenie niezależności sądów, a tym samym wolności obywateli. "Ocena sytuacji w Polsce formułowana przez różne międzynarodowe gremia jest kontrfaktyczna. Nie ma naprawdę nic wspólnego z rzeczywistością" - ocenił prezes PiS. Zauważył przy tym, że w naszym kraju rzeczywiście jest kłopot z praworządnością, ale jego głównym, dominującym źródłem są sądy, które - jego zdaniem - łamią prawo, za nic mają konstytucję. "Zatem zmiana tego stanu rzeczy - poprzez reformę wymiaru sprawiedliwości - jest niczym innym jak próbą zlikwidowania tej patologii i przywróceniem rządów prawa w Polsce, przywróceniem respektowania ustawy zasadniczej" - zauważył.