Spotkanie w Grójcu Kaczyński rozpoczął od tematu opozycji. Mówił, że opozycja jest "niesłychanie agresywna", oraz że "cały czas odmawia uznania wyników wyborów". Jak tłumaczył, dzisiaj mamy do czynienia z sytuacją, gdzie część opozycji chce "anihilacji innych", a także zniesienia prawa. - Zaczęło się od 2005 roku. Już wtedy Tusk ogłosił, że nasi wyborcy to moherowe berety. Potem była akcja "zabierz babci dowód" - mówił. Według niego sprawiało to, że wyborcy PiS byli traktowani jako grupa "w gruncie rzeczy nierównouprawniona", która może głosować, ale nie wybrać władze. - To jest postawa całkowicie antykonstytucyjna - stwierdził. Bo "konstytucja bardzo wyraźnie mówi o tym, że wszyscy obywatele naszego kraju są równi wobec prawa" - podkreślił. Mówiąc o planach Donalda Tuska z wprowadzeniem czterodniowego dnia pracy, powiedział: - Jak obiecali, że będzie czterodniowy tydzień pracy, to biorąc ich dotychczasowe obietnice pod uwagę, to będzie sześciodniowy - mówił Kaczyński. - Ja już to oczyma duszy widzę. Nawiązywał także do kwestii związanych z Adamem Glapińskim i wypowiedzi opozycji na ten temat. - Jak proponują, że się prezesa banku narodowego wyprowadzi siłą, bez żadnej ustawy, to widać, że prawo nie obowiązuje - stwierdził. - Od karania jest wymiar sprawiedliwości, a ja nic nie wiem o tym, żeby Tusk miał zostać Pierwszym Prezesem Sądu Najwyższego. "Polacy przestali jeździć na szparagi" Kaczyński mówił też o budowie naszej pozycji w Europie. Jak tłumaczył, "to nie tylko coś, co odnosi się do kraju, to odnosi się do każdego z nas". - Polacy przestali jeździć na szparagi, to jest proszę państwa naprawdę ogromna zmiana, to jest zmiana naszego statusu, ten status jest lepszy niż był i ten status jest czymś, co my chcemy naprawdę umacniać w odniesieniu do państwa jako całości i w odniesieniu do każdego Polaka. I to też trzeba powiedzieć, to nie wszystkim się podoba, i tu mówię głównie o naszym politycznym otoczeniu - stwierdził. - To jest kolejna potężna różnica między nami a opozycją, my dążymy do podmiotowości Polski w polityce międzynarodowej, zdecydowanie odrzucamy podporządkowanie, zawsze decyduje ten, który dominuje, a nie ten, który jest zdominowany. A polityka naszych poprzedników przy władzy prowadziła do takiego podporządkowania. My będziemy o tym więcej wiedzieć, bo różnego rodzaju archiwa w tej sprawie są otwarte i na pewno będą ukazywać się książki na ten temat. Będą państwo mogli dowiadywać się, jak to daleko szło - tłumaczył. Jarosław Kaczyński o obowiązku obrony przed "destrukcją" Prezes PiS wspomniał też o tym, jak Lech Kaczyński marzył, żeby Polska, jak Turcja, została uznana za "poważne państwo". - Ale to poważne państwo to jest takie, które strzeże swojej tradycji, kultury, cywilizacji. My też mamy do tego prawo, więcej - my mamy obowiązek - ten obowiązek obejmuje także bronienie się przed tym co jest destrukcją, destrukcją przede wszystkim rodziny, naturalnego porządku społecznego - mówił. - Mnie ostatnio obgryzają z różnych stron, że sobie czasem zażartuję, otóż ja proszę państwa teraz nie będę żartował, ja tylko państwu powiem, patrząc na pierwszy rząd: - tu siedzi kobieta, tu mężczyzna, tu mężczyzna, rozumieją państwo o co chodzi? I dla nas, jak sądzę w większości, na pewno to mnie dotyczy, osób wierzących - po prostu to Bóg tak to postanowił, a dla tych niewierzących - mogą powiedzieć, że to natura. Ale tak jest i nie zmieniajmy tego, dlatego że gdzieś jest jakaś moda. To nie jest chęć prześladowania ludzi, którzy mają jakieś zakłócenia. Takich ludzi jest promil i takim ludziom trzeba pomóc. Ale to nie znaczy, że to podejście marginalne ma nam dyktować porządek świata. To główny nurt musi dyktować porządek przy tolerancji tych, którym się w życiu nie poszczęściło - stwierdził. I dodał: - Trzeba mieć dużo empatii w sobie, jak się rządzi, a my pokazaliśmy to w przypadku osób niepełnosprawnych, a czy mają ją nasi przeciwnicy, to ja mam zasadnicze wątpliwości.