Kaczyński jako lider PiS, a potem premier nieustannie o coś walczył, wywoływał ostre konflikty, przeprowadzał śmiałe natarcia i słynne odwroty, ale dotyczyło to sfery idei, kultury, prawa, konstytucji i bieżącej polityki. Dotychczas jego pasje ekonomiczne były mało znane - pisze "Gazecie Wyborczej" Witold Gadomski. Jak każdy szef rządu, Kaczyński chwalił się wczoraj w Sejmie swoimi osiągnięciami i przestrzegał partie, które szykują się do objęcia władzy, przed zmianą kursu, która jego zdaniem może być jedynie szkodliwa. W sensie politycznym jego przemówienie miało pewien walor, ale jako diagnoza stanu gospodarki było nic niewarte - ocenia publicysta gazety. Premier ani słowem nie wspomniał o dobrej koniunkturze, jaką zastał, wynikającej z cyklu typowego dla gospodarki rynkowej. Niemal nic nie mówił o działaniach, jakie podejmował jego rząd dla podtrzymania wzrostu. Bo działań tych było bardzo niewiele. Czyżby premier wierzył w cuda - uważał, że przyspieszenie wzrostu to zasługa zaklęć, jakie wypowiadali politycy PiS? - pyta Gadomski. Kaczyński chwalił sytuację finansów publicznych, którą fachowcy uznają za niepokojącą - nawet w okresie szybkiego wzrostu Polska się zadłuża. Kto będzie spłacał długi, co będzie, kiedy gospodarka zwolni - a to wcześniej czy później jest nieuniknione. Stwierdził, że zostawia nowemu rządowi przygotowaną reformę finansów publicznych - co jest zwykłą propagandą. Propozycje Zyty Gilowskiej, których Sejm poprzedniej kadencji nie zdecydował się przyjąć, mają dla stanu finansów niewielkie znaczenie - czytamy w "GW". Premier chwalił działania wspomagające przedsiębiorczość - czyżby chodziło mu o mityczny "pakiet Kluski", który nigdy nie ujrzał światła dziennego? Mówił o doskonałym pozyskaniu środków unijnych, choć niektóre analizy pokazują, że Polska w tej dziedzinie jest w Europie na szarym końcu. Kaczyński stwierdził, że najważniejszymi działaniami jego rządu mającymi wpływ na poprawę sytuacji gospodarczej były akcje CBA. Nawet jeżeli rzeczywiście doprowadziły do obniżenia korupcji, to wstrzymanie prywatyzacji i nieufność PiS wobec prywatnego kapitału z pewnością zaszkodziły gospodarce - uważa publicysta gazety. Jarosław Kaczyński, ze swadą ekonomicznego eksperta, przedstawił swoim następcom dwa mocne zalecenia. Nie należy współpracować z Unią Europejską w dziedzinie bezpieczeństwa energetycznego i inwestycji gazowych oraz nie należy wprowadzać euro. Obie rady są całkowicie błędne - ocenia Witold Gadomski w "Gazecie Wyborczej". Jego zdaniem, współpraca z Unią jest najlepszym i najtańszym gwarantem naszego bezpieczeństwa energetycznego (a także gospodarczego i politycznego), a wprowadzenie euro to inwestycja Polski w wieloletni rozwój. Bez tego nie da się utrzymać w długim okresie wzrostu i wykorzystać szansy, jaką jest integracja naszego kraju z wielką i bogatą strefą ekonomiczną - Unią Europejską.