Wicepremier i szef resortu szkolnictwa wyższego mówił też PAP, że w jego ocenie optymalnym rozwiązaniem byłoby przełożenie wyborów prezydenckich o rok. Zaznaczył jednak, że na razie jest to stanowisko jednej partii obozu Zjednoczonej Prawicy - Porozumienia. PAP: Poziom lęku związany z epidemią COVID-19 wśród Polaków jest dość wysoki. Z badań polskich psychologów wynika, że ponad 70 proc. Polaków boi się, że zachoruje ktoś im bliski. Podobnie wiele osób boi się przepełnionej służby zdrowia czy kryzysu finansowego. Co może pan, jako wicepremier powiedzieć tym osobom? Jarosław Gowin: - Doskonale rozumiem obawy Polaków przed skutkami epidemii. Kluczowe jest, abyśmy zachowali maksymalną ostrożność - bez popadania w niepotrzebną panikę. Musimy być w pełni zmobilizowani, a zarazem rozsądni i opanowani. Przede wszystkim chciałbym zaapelować, abyśmy rygorystycznie trzymali się przepisów - nawet jeżeli wiążą się one z dużymi dotkliwościami życiowymi. Już wkrótce jednak musimy rozpocząć drugą fazę walki z epidemią. Oczywiście na pierwszym miejscu wciąż stawiamy ochronę zdrowia i życia Polaków, ale jednocześnie musimy odmrozić polską gospodarkę tak szybko, jak tylko będzie to bezpieczne i możliwe. Zbyt długie utrzymywanie wszystkich obecnych obostrzeń na dłuższą metę jest po prostu niemożliwe. Wtedy przedawkowalibyśmy lekarstwo, które okazałoby się groźniejsze od choroby. Kiedy według pana mogłaby nastąpić ta druga faza walki z epidemią? - Kiedy mniej więcej dwa tygodnie temu zacząłem mówić o potrzebie przygotowania się nas wszystkich na drugą fazę - liczyłem, że możemy rozpocząć ją po świętach Wielkanocnych. Dziś ten termin wydaje się mało prawdopodobny, biorąc pod uwagę wskaźniki postępowania epidemii. Musimy być czujni i elastyczni, dlatego jedyna sensowna odpowiedź brzmi - powtarzam: musimy odmrozić polską gospodarkę tak szybko, jak tylko będzie to bezpieczne i możliwe. Czy bezpośrednio po świętach, czy później - o tym będziemy rozstrzygać około 10 kwietnia. Jakie są najważniejsze cele rządu w najbliższych miesiącach? - Po pierwsze: obniżyć krzywą wzrostu zachorowań. Po drugie: wesprzeć i doinwestować służbę zdrowia. Bo to pielęgniarki, lekarze, ratownicy medyczni są na pierwszej linii frontu. Chciałbym wyrazić najwyższy szacunek i wdzięczność dla ich wysiłku, umiejętności i poświęcenia, a nieraz wręcz bohaterstwa. Po trzecie: poprzez tarczę antykryzysową musimy uratować jak najwięcej miejsc pracy i jak najwięcej polskich firm. Te trzy podstawowe cele przekładają się na mnóstwo szczegółowych zadań. Dlatego każdy z ministrów pracuje po 16-18 godzin na dobę, niektórzy jeszcze dłużej. - Jeżeli chodzi o Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, to z jednej strony monitorujemy sytuację na uczelniach i wspieramy je w obliczu tych nadzwyczajnych wyzwań, z drugiej strony wspieramy wszystkie badania naukowe bądź wdrożenia pomocne w walce z epidemią. Mamy już pierwsze sukcesy. Trwa produkcja unikatowych w skali świata urządzeń, które pozwolą na podłączenie do respiratora nie jednego, a dwu chorych. Myślę, że jesteśmy też o krok od czegoś naprawdę kluczowego: wyprodukowania polskiego testu na koronawirusa. Wracając do listy priorytetów rządu: gdzie na tej liście znajduje się zwycięstwo Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich? - Mogę to powiedzieć w swoim imieniu: dla mnie wybory są problemem trzeciorzędnym. Rząd jest powołany do tego, żeby ratować Polki i Polaków przed epidemią i głębokim kryzysem gospodarczym. Tym celom powinny być podporządkowane wszystkie decyzje, także te dotyczące wyborów prezydenckich. A kiedy pana zdaniem powinny się odbyć wybory prezydenckie? - Wiem, kiedy nie mogą się odbyć. Nie mogą się odbyć w takim terminie, który by zagroził wzrostem liczby zachorowań. Czy wybory będą możliwe 10 maja? Na to pytanie można będzie uczciwie i odpowiedzialnie odpowiedzieć albo tuż przed, albo tuż po świętach. Wypowiadał się pan, że wybory powinny się odbyć wiosną przyszłego roku. Czy rozmawiał pan na ten temat z kierownictwem Zjednoczonej Prawicy? - Podtrzymuję moją opinię, że rozwiązaniem optymalnym byłoby przełożenie wyborów o rok. Na razie to jest stanowisko jednej partii obozu Zjednoczonej Prawicy - Porozumienia. Czy będzie pan przekonywać kierownictwo Zjednoczonej Prawicy do przełożenia wyborów za rok? - Rozmawiamy na temat wszelkich możliwych scenariuszy. Do Sejmu trafiła ustawa dotycząca głosowania korespondencyjnego. Czy była ona konsultowana z pana partią? - Byłem poinformowany, że taka ustawa zostanie zgłoszona. Rzut oka na jej treść wystarcza, aby wiedzieć, że ona może wejść w życie tylko pod warunkiem błyskawicznego przyjęcia jej nie tylko przez Sejm, ale także przez Senat. A zatem wymaga szerokiego konsensusu politycznego. Czy jest dziś na to szansa? Wydaje mi się to wątpliwe, ale poczekajmy na deklaracje liderów partii opozycyjnych. W mediach pojawiły się doniesienia, że podczas spotkania z prezesem PiS zagroził pan odejściem z rządu, jeśli projekt głosowania korespondencyjnego będzie forsowany. - Ja wyrażam jasno moje stanowisko, bo tu chodzi o zdrowie i życie Polek i Polaków, ale nie w kategoriach ultimatum. To nie jest czas na polityczne gierki, tylko na dojrzałe decyzje, od których zależy los milionów ludzi. To naprawdę jest wybór: życie albo śmierć.