Piątek to gorący dzień w obozie Zjednoczonej Prawicy. Dziś w porządku obrad Sejmu miał pojawić punkt dotyczący głosowania korespondencyjnego forsowanego przez PiS. Takiemu rozwiązaniu sprzeciwia się Jarosław Gowin i Porozumienie, wobec czego, jak na razie, porządek obrad nie został zaktualizowany. Porozumienie przeszło do ofensywy i wicepremier Jarosław Gowin przedstawił projekt zmiany konstytucji zakładający przedłużenie kadencji prezydenta Andrzeja Dudy do 2022 roku, czyli wydłużenie jej do siedmiu lat. Tę informację jako pierwszy podał RMF.Według naszych informacji pomysł ten ma też przewidywać brak reelekcji dla prezydenta Andrzeja Dudy - wspomniał również o tym na konferencji prasowej Gowin. Jak się dowiedzieliśmy, Lewica i Platforma Obywatelska nie poprą takiego rozwiązania. Politycy Lewicy są co do tego zdeterminowani. Nie wiadomo natomiast, co z Konfederacją i PSL-Koalicją Polską. Gdyby plan Porozumienia się nie powiódł, obóz władzy ma rozważać jeszcze jeden scenariusz. By Gowin wyszedł z twarzą (politycy Porozumienia powtarzają, że wybory nie mogą się odbyć 10 maja), rząd miałby wprowadzić na krótko stan klęski żywiołowej. Tylko po to, by przełożyć datę 10 maja o kilka miesięcy. Wówczas Gowin miałby zgodzić się na głosowanie korespondencyjne, a cały obóz rządzący miałby czas, by przygotować odpowiednio wybory w formie listownej. Gdy w rozmowie z RMF Kamil Bortniczuk z Porozumienia mówił o tym, że jego partia nie poprze głosowania korespondencyjnego, w drugim zdaniu dodał: "w wyborach zaplanowanych na 10 maja". Wobec tego takie rozwiązanie wciąż wchodzi w grę, choć prawdopodobnie w innym terminie. - Do wyborów korespondencyjnych trzeba się odpowiednio wcześniej przygotować. Obecnie najważniejsze jest ratowanie zdrowia, życia i gospodarki - powiedziała Jakubowi Szczepańskiemu posłanka Porozumienia Magdalena Sroka. Łukasz Szpyrka