Jakub Szczepański, Interia: Panie premierze, pan się nie boi prezesa Jarosława Kaczyńskiego? Jarosław Gowin, lider Porozumienia i były wicepremier: - Boję się tylko własnego sumienia i pana Boga. Wszystkie moje polityczne decyzje mają służyć Polsce. Jeśli chodzi o termin wyborów prezydenckich, jestem przekonany, że tak właśnie jest. Jak dotąd nikt nie śmiał się sprzeciwić woli szefa PiS. - Nie patrzę na to w tych kategoriach. Od samego początku istnienia Zjednoczonej Prawicy, w wielu sprawach, toczą się ożywione dyskusje. Rozmowa nad terminem wyborów, sposobami walki o zdrowie i życie Polaków oraz odmrażanie gospodarki, ma charakter tak fundamentalny, że doprowadziła do istotnej różnicy zdań. Wierzę jednak w kompromis. To prawda, że istnieje lista działaczy Porozumienia, którzy mają zostać wyrzuceni ze spółek Skarbu Państwa? - Nasza reprezentacja w tych spółkach jest symboliczna. Wystarczyłoby palców jednej ręki, żeby wymienić osoby piastujące tam wyższe stanowiska. Sam nigdy nie widziałem tej listy, ale niektórzy działacze Porozumienia byli informowani o tym, że się na niej znaleźli. Mówiono im też, co mają zrobić, by ich z niej skreślono. Zamiast spełnić te oczekiwania, relacjonowali mi rozmowy. Zakładam, że autorzy propozycji działali na własną rękę. Autorem listy ma być Jacek Ozdoba, poseł Solidarnej Polski. Kiedy z nim o tym rozmawiałem, wydawał się zdziwiony. - Nic mi nie wiadomo o tym, kto jest autorem tej listy. Jacek Ozdoba jest kojarzony z pańskim posłem, Jackiem Żalkiem. A otwarty bunt tego ostatniego to żadna tajemnica. - Nie nazwałbym tego otwartym buntem, tylko sytuacją, która jest zupełnie normalna w demokratycznej partii. Mamy do czynienia z różnicą stanowisk. Rzeczywiście, w sprawie terminu wyborów różnimy się z Jackiem fundamentalnie. Każdy dzień potwierdza jednak słuszność mojego przekonania: wybory 10 maja nie mogą się odbyć. Chociażby ze względów organizacyjnych. Poza Jackiem Żalkiem taką różnice stanowisk mają prezentować Adam Bielan czy Jadwiga Emilewicz. Nie uważa pan, że to poważni gracze? - Adam Bielan z całą pewnością jest tego samego zdania, co Jacek Żalek. Panią premier Emilewicz zdecydowanie bym jednak z tamtą dwójką nie łączył. Jeśli Adam Bielan mówi publicznie o miłośnikach PSL oraz Kosiniaka-Kamysza w Porozumieniu to mamy do czynienia ze znaczącą uszczypliwością. - Nie chcę tego komentować. Gdy opadnie kurz i stanie się jasne, że wybory 10 maja są niemożliwe, przyjdzie odpowiedni moment na refleksję. Każdy polityk Porozumienia będzie musiał pomyśleć nad tym, na ile jego postawa w tym sporze była słuszna. I na ile przyczynił się do budowania spoistości Zjednoczonej Prawicy, a na ile postawił nas przed groźbą utraty władzy. PiS dojrzał już chyba do tego, że Porozumienie może zablokować wybory, ale pańscy posłowie mają stale rozmawiać z Jarosławem Kaczyńskim oraz Mateuszem Morawieckim. To prawda? - To prawda, dochodzi do indywidualnych rozmów. Nie widzę jednak nic niewłaściwego w tym, że premier prosi na rozmowy ministrów swojego rządu. Wszyscy uczestnicy spotkań na Nowogrodzkiej i Parkowej informują mnie o ich przebiegu. Padają na nich argumenty natury wyłącznie patriotycznej. Wiem również o innych rozmowach, które są prowadzone z politykami Porozumienia. Padają w nich argumenty już innej natury. O jakich argumentach mówimy? - Proszę pozwolić, że na to pytanie odpowiem w pamiętnikach. A kiedy pan je wyda? - Na razie nie zamierzam ich pisać. Obaj się uśmiechnęliśmy, ale doniesienia Onetu o tym, że polityczne targi pomiędzy PiS i Porozumieniem mają być nagrywane to nie przelewki. Kto nagrywa? - Nie mam żadnej wiedzy na ten temat. A co z hakami? Podobno PiS chce wyciągnąć m.in. przeszłość Andrzeja Sośnierza. - Mam pełne zaufanie do posła Andrzeja Sośnierza. Uważam, że jest jednym z najbardziej kompetentnych ludzi w Polsce, jeżeli chodzi o sprawy służby zdrowia. "Plan Sośnierza", jego koncepcja walki z epidemią, jest najbardziej kompleksową strategią walki z epidemią. Część posłów Porozumienia twierdzi, że za sprzeciwem przeciwko majowym wyborom stoi Wojciech Maksymowicz. Podobno chce zastąpić Łukasza Szumowskiego i sabotował działania ministra zdrowia. To prawda? - Ten ostatni zarzut jest całkowicie wyssany z palca. Nie zgadzam się też z opinią, że to on namówił mnie do zajęcia takiego, a nie innego stanowiska. Kiedy byłem ministrem nauki, rozpoczęliśmy z prof. Maksymowiczem systematyczne telekonferencje z udziałem czołowych polskich naukowców i ekspertów od spraw epidemii. Wciąż się konsultujecie? - Nadal z nimi współpracujemy. Moje poglądy na walkę z koronawirusem są kształtowane przede wszystkim przez nich. Do tego ciągle wspieram się wiedzą ministrów Maksymowicza i Sośnierza. To w mojej ocenie daje pełen obraz sytuacji. Maksymowicz miał namawiać ekspertów, żeby występowali przeciwko Szumowskiemu. - Nic o tym nie wiem ani w to nie wierzę. Eksperci jasno wyrażają swoje zdanie. Myślę tu na przykład o stanowisku Polskiego Towarzystwa Epidemiologów. Nie sądzę, żeby konsultowali oni z kimś swoje stanowisko. Podczas spotkania posłów Porozumienia z prezydentem, Andrzej Duda określił ataki na pana przez szefa parlamentarnego klubu PiS Ryszarda Terleckiego jako "chamskie". Jak pan odbiera takie wyrazy solidarności? - Jeżeli spotkanie głowy państwa z posłami byłoby relacjonowane w mediach, nie miałoby żadnego sensu. Pan prezydent musi mieć komfort, wiedzieć, że spotkania o charakterze zamkniętym zachowują swój charakter do końca. Mogę jedynie powiedzieć, że z Andrzejem Dudą spotykałem się ostatnio wielokrotnie. Zawsze słuchał moich argumentów przeciwko terminowi 10 maja. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że udało mi się go przekonać. Zaczyna chyba jednak zmieniać stanowisko? - Dziś, na 10 dni przed wskazanym terminem, chyba nikt nie wątpi, że przeprowadzenie wyborów jest nierealne. A może pan się zbuntował, bo dzięki epidemii PiS może stracić władzę? - Nie nazwałbym tego buntem, skoro podałem się do dymisji. Po 1989 r. tylko Marek Jurek zdobył się na podobny gest, kiedy zrezygnował z urzędu marszałka Sejmu. Nie robię tego w imię kalkulacji politycznej, a obrony fundamentalnych zasad demokratycznego państwa prawa. Źle przygotowane wybory korespondencyjne niosą ze sobą ryzyko wzrostu liczby zachorowań i dalszej recesji w gospodarce. Na jakiej podstawie Porozumienie przedstawia swoje plany w tej sprawie? - Ostatnie tygodnie, setki godzin poświęciłem na rozmowy z ekspertami - lekarzami, wirusologami, przedsiębiorcami. Efektem tych konsultacji jest strategia "Bezpieczny obywatel" oraz opublikowany przeze mnie w środę "Plan Nowego Otwarcia"- możliwie najszybszego odmrażania polskiej gospodarki. Pańscy przeciwnicy mówią, że chce pan odmrażać gospodarkę, ale o wyborach nie ma mowy. - Ponowne uruchomienie setek tysięcy miejsc pracy jest sto razy ważniejsze niż wybory prezydenckie. Wybory prezydenckie powinny być już dawno odłożone przez polityków na inny termin. Temu służyła koncepcja Porozumienia, aby zmienić konstytucję i wprowadzić 7-letnią kadencję prezydencką z automatycznym przedłużeniem rządów Andrzeja Dudy o dwa lata, ale bez możliwości ubiegania się o reelekcję. Nie żałuje pan swoich decyzji? Politycy PiS nie oszczędzają ani pana, ani pańskiego ugrupowania. - Polityk musi być wojownikiem. Nie walczę o stanowisko czy wpływy w spółkach, a o interes Polski. Tak jak go rozumiem. A ten wymaga pełnej koncentracji na walce z epidemią oraz szybkim i bezpiecznym wyprowadzeniu polskiej gospodarki ze stanu hibernacji. Nie możemy pozwolić, żeby miliony Polaków popadło w biedę. Cała reszta to sprawy czwartorzędne. Pan jest nazywany zdrajcą. Według Wirtualnej Polski Jarosław Kaczyński wykluczył już wspólny start w kolejnych wyborach i podział subwencji. To nie za wiele? - Jestem przyzwyczajony do tego, że przeciwnicy z jednej czy drugiej strony obrzucają mnie inwektywami. To cena, którą trzeba zapłacić za wierność swoim poglądom. Skoro wybory prezydenckie nazywam sprawą czwartorzędną, to kolejne wybory parlamentarne czy finansowanie z subwencji dla Porozumienia są sprawą dziesięciorzędną. Ostatnio pojawił się sondaż pracowni Social Changes. Wynika zeń, że Porozumienie może liczyć na 2 proc., Solidarna Polska na 4 proc., a PiS na 87 proc. poparcia. Nie przypominam sobie podobnych badań z ostatnich lat. To przypadek? - Mam świadomość, czemu służą takie sondaże. To żaden przypadek, a jedna z licznych form presji na posłów Porozumienia, która ma służyć zmiany ich stanowiska w sprawie majowych wyborów. Ale tych, którzy sięgają po takie metody, muszę zmartwić. Niezależnie od tego, jak będą głosować posłowie Porozumienia, na pewno nie pokierują się słupkami poparcia, a interesem Polaków. Scenariusz, który zakłada wybory prezydenckie i parlamentarne w sierpniu to political fiction? - Uważam, że to całkowicie niemożliwe. Żadna partia opozycyjna nie ma w tej chwili interesu w przedterminowych wyborach. Ich wynik byłby loterią, bo w warunkach epidemii sympatie i antypatie Polaków mogą się bardzo szybko zmieniać. Doprowadzenie do takich wyborów byłoby wielką nieodpowiedzialnością ze strony nas, polityków. Narażalibyśmy niepotrzebnie zdrowie Polaków. Zjednoczona Prawica ma stabilną większość i wierzę, że koalicja rządowa przetrwa niezależnie od różnicy zdań. Politycy, którzy mówią o wyborach, przekonują: wszystkim rośnie poparcie, tylko nie Platformie. - Mam lepsze zdanie o moich kolegach parlamentarzystach, niż pan. Jestem pewien, że nie będą się kierowali interesem swojej partii, tylko dobrem Polek i Polaków.