Specjalista od teatralizacji pieśni. W jego przedstawieniach nie ma linearnej historii, zastąpiła ją seria obrazów, muzyczne trwanie i ludzkie emocje. Jego aktorzy istnieją przez wokal i ruch w przestrzeni. W Cesarskim cięciu na wąskiej scenie widniała szczelina wypełniona tłuczonym szkłem. Anhellego otwiera obraz zbudzenia się anioła a może człowieka przywiązanego do okrętowych żagli. To muzyka a nie teksty literackie są zaczynem jego spektakli. Literatura, jak Anhelli Słowackiego pojawia się w jego pracy jako ważna acz jednak drugoplanowa nakładka. Fret, który zawsze jest ze swoimi śpiewakami i aktorami w przestrzeni gry, śpiewa i działa jak oni. Bo aktorzy i śpiewacy w teatrze Freta są jednością. Fret szuka za warstwą muzyczną, twarzy konkretnych ludzi i fundamentalnej dynamiki istnienia. "Mogę o każdej pieśni powiedzieć, kiedy i od kogo pochodzi, gdzie i jak wielokrotnie spotykaliśmy się, żeby taką pieśń jako zespół przyswoić" – deklarował w jednym z wywiadów. Razem ze swoim zespołem stworzył oryginalny system notacji starych pieśni i stylów ich śpiewania. Szef Teatru ZAR zabiera swój zespół na wyprawy, które stają się spotkaniami z pieśniami religijnymi. Kierunek poszukiwań: Armenia, Gruzja i Grecja, cały chrześcijański Wschód. Sprawdzają wspólnie odrębność śpiewów liturgicznych z Sardynii czy Korsyki. Im starsza pieśń, tym dla niego ważniejsza i piękniejsza, pozwalająca przekroczyć cza-sem nawet dwutysięczną tradycję śpiewu. ZAR pokazuje swoje spektakle we wrocławskim Studiu na Grobli, nowej siedzibie Instytutu im. Jerzego Grotowskiego. Ale istnieje z wyboru na marginesie życia teatralnego. Tworzące tryptyk Ewangelie dzieciństwa ich trzy dotychczasowe realizacje - Ewangelie dzieciństwa (2004), Cesarskie cięcie. Próby o samobójstwie (2007), Anhelli. Wołanie (2009) nie włączają się w główny nurt rozważań w polskim teatrze, ale dialogują z jego tradycją. Fret nie czuje się członkiem żadnego pokolenia reżyserów, pracuje tak jakby po Grotowskim, Barbie i Staniewskim nie było już nikogo. Nie chce nawet ścigać się z dorobkiem nurtu pogardzienickiego: samych Gardzienic, Teatru Pieśń Kozła czy Stowarzyszenia Chorea. Jako jedyny polski twórca nie ugiął się pod powszechną presją i grał swoje przypominające requiem i lamentacje spektakle podczas żałoby narodowej po katastrofie smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 roku.