- Chciałabym, aby Janusz różnymi sposobami dotarł do ludzi w podobnej co on sytuacji - by zorientował się, ile jest takich osób w Polsce, jakiej potrzebują pomocy, co przynosi im największe cierpienie, a także by docierał do ludzi, którzy są kompletnie odcięci od świata i otwierał im go - powiedziała Dymna. Praca Świtaja ma pomóc nie tylko jemu, ale też innym osobom w podobnej sytuacji. Aktorka liczy, że efekty jego pracy pomogą w wypracowaniu procedur prawnych, pozwalających na zatrudnianie takich osób mimo orzeczonej niezdolności do pracy, a także w wyciąganiu ich ze spowodowanej chorobą izolacji. Świtaj ma pracować na pół etatu przez internet. Zajmie się poszukiwaniem i nawiązywaniem kontaktów z osobami niepełnosprawnymi i przewlekle chorymi. Po niedzielnych odwiedzinach Dymnej mówi, że rozpoczął już okres próbny przed zatrudnieniem w Fundacji. Swoją pracę na razie woli nazywać zajęciem. - Sprawa Janusza jest bardzo ważna, bo on uświadomił problem, a razem możemy zbadać jeszcze potrzeby. Janusz rozumie takich ludzi lepiej, niż ktokolwiek inny. My, jako Fundacja - aby ich życie jakoś uczłowieczyć - możemy organizować im komputery, ale nie pomożemy wszystkim. Chodzi więc przede wszystkim o to, by problem uświadomić społeczeństwu i państwu - wyjaśniła aktorka. Sama podkreśla, że choć nie zajmuje się przewlekle chorymi ludźmi, chce by sprawa Świtaja stała się pewnym precedensem, a przynajmniej początkiem drogi - by sparaliżowani, ciężko chorzy, odcięci od świata ludzie, mogli czuć się potrzebni dzięki własnej pracy lub choćby przez umożliwienie im kontaktu ze światem. "Prawdopodobnie takich ludzi jak Janusz Świtaj żyje w Polsce wielu. W niczym się od nas nie różnią - mają identyczne uczucia i marzenia. Podobnie rani ich obojętność otoczenia, poczucie samotności i doznawany ból. Świat o nich zapomniał. Nie pamiętałby pewnie również o Januszu, gdyby nie jego desperacki krok" - napisano w komunikacie o zatrudnieniu Świtaja na stronie Fundacji Anny Dymnej.