Łukasz Szpyrka, Interia: Tak z ręką na sercu - pan się w ogóle zna na rolnictwie? Janusz Kowalski, wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi: - Jestem aktywny w tym obszarze od wielu lat. Od dawna zajmowałem się sprawą "polskiej ziemi dla polskich rolników indywidualnych", a rok temu zaangażowałem się w bezpieczeństwo energetyczne wsi. Jako pierwszy polski polityk przygotowałem projekt rozporządzenia dla ministra klimatu w sprawie specjalnej taryfy energetycznej dla polskiej wsi. Oczywiście przewidując to, co się w tej chwili dzieje. Przychodzę do ministerstwa, bo mam wesprzeć resort wiedzą i kompetencjami w zakresie wieloletniej diagnozy dotyczącej polityki energetycznej - takie zadanie zostało mi postawione przez premiera Jarosława Kaczyńskiego, ministra Zbigniewa Ziobro oraz wicepremiera Henryka Kowalczyka. Brakuje mi tu czwartego nazwiska. Co z premierem Mateuszem Morawieckim? - Premier powołał mnie na to stanowisko, a realizuje dzisiaj koncepcję zdecydowanie szerszą niż moje zadania w obszarze rolnictwa. Szuka wraz z całym rządem systemowych rozwiązań dla polskiej gospodarki, by rozwiązać kłopot związany z podwyżkami cen energii i ciepła. Jestem zwykłym wiceministrem, któremu koalicyjnie zostało przypisane określone zadanie wpisujące się w politykę rządu. Hucznie opuszczał pan rząd, a teraz do niego wraca. Rozmawiał pan z premierem? Powiedział mu pan: "a nie mówiłem?". - Rozmawialiśmy, uścisnęliśmy sobie dłonie i zostawiliśmy przeszłość za nami. Dzisiaj mamy jasny, klarowny cel - szukamy dobrych rozwiązań dla polskiej gospodarki. Ja w obszarze rolnictwa, a premier całościowo. Zostawiliśmy kwestie przeszłości za sobą, bo dziś ważne, by ubóstwo energetyczne nie dotknęło milionów polskich rodzin. Na szczęście jest tak, że PiS i Solidarna Polska jak jedna pięść mówią dziś tym samym językiem. Nasza diagnoza była trafna. "To jest początek armagedonu na rynku energetycznym" - mówił pan półtora roku temu w Interii. - 20 lutego 2021 roku udzieliłem wywiadu red. Piotrowi Witwickiemu z Interii, a tego samego dnia wręczono mi dymisję z funkcji wiceministra MAP. To był ostatni wywiad w tej roli, a rzeczywiście ostrzegałem w nim dokładnie przed tym, co widzimy. Mówiłem, że realizacja unijnej polityki klimatycznej doprowadzi do gigantycznego wzrostu cen energii i ciepła. Niestety, ta diagnoza się potwierdziła. Dodawałem też, że przez te kłopoty prawica może przegrać wybory parlamentarne. Może przegrać? - Prawica wygra wybory, jeżeli będzie realizować ten kierunek, o którym mówił niedawno prezes Jarosław Kaczyński w tygodniku "Sieci". Przekonywał, że już dość tego dobrego w relacjach z UE, a dokładnie w tym samym tonie wypowiada się Zbigniew Ziobro. Ostatnie godziny potwierdzają, że eurokraci szykują się w 2023 r. do ataku na Polskę. Mówi pan o uruchomieniu mechanizmu warunkowości wobec Węgier? - Uderzenie w suwerenne państwo, jakim są Węgry i bezprawne wstrzymywanie środków z podstawowego budżetu UE jest tym, przed czym ostrzegaliśmy. Istnieje ogromne ryzyko, że w roku wyborczym eurokraci wstrzymają Polsce pieniądze z głównego funduszu unijnego po to, by wywołać kryzys gospodarczy. Dzięki temu chcieliby wynieść usłużnego Berlinowi Donalda Tuska do władzy. To ryzyko jest na horyzoncie. Premier mówił, żeby węgierskiego przypadku nie wiązać z KPO. - Wiemy jedną rzecz - eurokraci uderzyli w Polskę wstrzymując eurokredyt, który i tak w całości będziemy musieli spłacić do 2058 r. Bezwzględnie uderzyli za to w Węgry ingerując w wypłatę funduszy z unijnego budżetu podstawowego na lata 2021-2027. Nie mam żadnej wątpliwości, że dzisiaj eurokraci uderzają w Węgry, a jutro uderzą w Polskę. Na węgierskim przykładzie testują uderzenie, które czeka Polskę w 2023 roku. Chciałbym się jednak w tej sprawie mylić. Proszę zważyć, że totalna opozycja głosowała w PE 40 rezolucji namawiających eurokratów do szantażowania i zabierania Polsce pieniędzy. Ci sami politycy dziś najbardziej cieszą się z tego, że Węgrom zabierane są ich pieniądze, bo liczą jak Tusk i Trzaskowski, że Bruksela wstrzyma wypłaty kolejnych funduszy UE także dla Polski. Dobrze, że mówi pan o głosowaniu w Brukseli. Wie pan jak w sprawie Węgier głosował polski komisarz Janusz Wojciechowski, wspierany przez Zjednoczoną Prawicę? - Ta sprawa bardzo mnie zasmuciła. Mamy tu niejednoznaczną sytuację, bo nie było sprzeciwu polskiego komisarza. Chciałbym, żeby zawsze polski przedstawiciel głosował zgodnie z polskim interesem. Skoro decyzja polskiego rządu jest taka, że bronimy suwerenności Węgier, to chciałbym, by komisarz prezentował podobne stanowisko. Jak pan nazwie jego postawę? To kompromitacja? - Nie jest to sytuacja dla Polski dobra, bo takie niejednoznaczne zachowanie będzie wykorzystywane w UE, by namawiać inne państwa do zabrania Polsce pieniędzy w 2023 roku. Tak fundamentalne sprawy przechodzą do historii, bo to głosowanie jest pierwszą tego typu w UE próbą bezprawnego zabrania innemu państwu środków z budżetu podstawowego. W przypadku zastosowania szantażu w praktyce polski głos powinien być absolutnie jednoznaczny. Wojciechowski jest dobrym komisarzem ds. rolnictwa? Pewnie będziecie mieli panowie okazję współpracować. - Do tej pory nie było zastrzeżeń do jego pracy. Dla nas kwestia rolnictwa jest kluczowa z punktu widzenia polskiej gospodarki. Pod koniec sierpnia wicepremier Henryk Kowalczyk pisze list do sołtysów, który zaczyna tak: "Doczekaliśmy się wreszcie decyzji o uruchomieniu środków w ramach KPO". Nie słyszałem, by środki z KPO trafiły do Polski. - Premier Kowalczyk napisał prawdę. Są zadania zapisane w KPO, które są w tej chwili refinansowane przez polskie państwo, mimo że środki przez KE są wstrzymywane. Zadania są realizowane, a w dniu mojego powołania pan premier Kowalczyk zapowiedział, że pierwsze nabory wsparcia dla rolników i przetwórców ruszają w październiku 2022 roku. Problemem oczywiście jest to, że pieniądze na ten cel są wstrzymywane przez eurokratów i totalną opozycję. Był pan w tym roku na jakichś dożynkach? - Nie, w tym roku nie byłem na dożynkach. Uczestniczyłem za to w wielu spotkaniach roboczych z rolnikami w lipcu i sierpniu. Wspólnie z ministrem Norbertem Kaczmarczykiem spotykałem się z rolnikami np. na Opolszczyźnie i Zamojszczyźnie w powiatach namysłowskim, głubczyckim i hrubieszowskim. Jeździł pan kiedyś traktorem? Ma pan w ogóle kategorię T? - Mam tylko kategorię B. Nigdy nie jeździłem traktorem. Nie zrobił pan sobie dobrej reklamy na wsi. W jaki sposób chce pan "kupić" rolników? Wchodzi pan do resortu trochę z innego świata, w dodatku skonfliktowany z Michałem Kołodziejczakiem z AgroUnii, który staje się powoli głosem polskiej wsi. - Absolutnie Michał Kołodziejczak nie jest żadnym głosem rolników. W mojej ocenie jest głosem zagranicznych koncernów i walczy z projektami Zjednoczonej Prawicy, które pomagają rolnikom, np. z Krajową Grupą Spożywczą. To spółka skarbu państwa, która ma łamać oligopole koncernów zagranicznych. Szef AgroUnii systemowo milczy w sprawach, o które ja od lat walczę, czyli polskiej ziemi dla polskich rolników. Każe mi to wyciągać wniosek, że jest zwolennikiem utrzymywania dzierżaw dla zagranicznych koncernów. Kołodziejczak jest produktem marketingowym TVN-u, a dzisiaj negocjuje swoje miejsce na liście wyborczej Platformy Obywatelskiej. To powszechna wiedza w Sejmie, bo ma świadomość, że nie ma żadnego poparcia na polskiej wsi. Rolnicy naprawdę nie dają się na to nabierać. Choruje pan na coś? - Nie rozumiem pytania. Kołodziejczak napisał, że "Zjednoczona Prawica tak bardzo boi się samodzielnego startu AgroUnii, że wypuściła na nią chorego na wściekliznę Janusza Kowalskiego". Dodaje, że jest pan prowokatorem i kłamcą. - Powaga tego uzurpatora jest najlepiej definiowana przez takie właśnie niepoważne teksty. Może wystarczy porozmawiać? - Red. Agnieszka Gozdyra z Telewizji Polsat zaprosiła nas obu w poniedziałek na godz. 20. Widać pan Kołodziejczak zmienił zdanie i chce ze mną rozmawiać. Ja nigdy się tego nie obawiałem. Liczę tylko, że będziemy rozmawiać poważnie. Jednym z poważnych tematów jest czterokrotny wzrost ceny nawozów, niezbędnych rolnikom. Co zrobić, by ceny spadły? - W zeszłym tygodniu poprosiłem Władysława Kosiniaka-Kamysza, by napisał list do szefa swojej frakcji politycznej w PE Manfreda Webera. Udało się, co uważam za sukces ponad politycznymi podziałami. List wzmacnia stanowisko naszego rządu, który domaga się stałej ceny na gaz ziemny. Chcemy, by KE dała Polsce zgodę na to, by uregulować ceny gazu ziemnego na poziomie systemowym dla polskiej wsi i kluczowych sektorów gospodarki. W mojej ocenie tylko odgórnymi regulacjami jesteśmy w stanie zatrzymać i zmienić model ustalenia cen w UE, bo dzisiejszy jest patologiczny. Grupa Azoty i Anwil zatrzymały bądź wstrzymały produkcję nawozów. To kolejny cios dla rolników, którzy za chwilę mogą być pozbawieni nawozów. - Zaproponuję rządowi pewne rozwiązania systemowe. To bezwzględny priorytet, ale potrzebne jest porozumienie z moją byłą spółką, czyli PGNiG, w zakresie polityki surowcowej. Rolnicy chcą po prostu kupować nawozy jak najtaniej i ten patologiczny model w UE trzeba zmienić. Władysław Kosiniak-Kamysz ostrzega, że przerwanie produkcji grozi też mleczarniom i zakładom mięsnym. To słuszna obawa? - Tak, to słuszna obawa. Dlatego w interesie Polski jest odblokowanie tych fatalnych przepisów na poziomie unijnym, które spowodowały ten kryzys energetyczny. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że to Bruksela trzyma klucze do odblokowania tego problemu. Dzisiejszy kryzys, szczególnie na rynku gazu i na rynku handlu certyfikatami CO2, jest winą Ursuli von der Leyen i Fransa Timmermansa. To ich polityka tzw. Zielonego Ładu doprowadziła do kryzysu. PO i PSL chcą uciekać od odpowiedzialności zapominając, że to ich ugrupowania rządzą w UE. Jeśli Władysław Kosiniak-Kamysz rzeczywiście chce pomóc Polsce, to ma "żądać" działania od EPP, a nie "prosić". W jednym zdaniu cieszy się pan, że udało się lidera PSL namówić do współpracy, a w drugim mówi, że to za mało. - To mały krok w dobrą stronę. Różnic między mną a politykami PO i PSL jest jednak więcej. Oni w zasadzie na każdym posiedzeniu krzyczą "TAK dla niemieckich wiatraków", a ja mówię od pierwszego dnia w resorcie "TAK dla polskiej biomasy". Uważam, że jeżeli chcemy wykorzystywać potencjał obszarów wiejskich, to musimy produkować energię elektryczną z naszych własnych zasobów, m.in. wykorzystując biomasę. Tego w programie PO i PSL nie ma, bo mówią wyłącznie o niemieckich wiatrakach, które w żaden sposób nie rozwiązują problemów polskiej wsi. Kto zdecydował, by wrócił pan do rządu? - Jestem w rządzie z nominacji Solidarnej Polski i pana ministra Zbigniewa Ziobro. Całej Solidarnej Polski? Koledzy z partii mówią, że tym razem nie dostał pan wspólnej rekomendacji, jak bywało dotychczas. To prawda, że jednoosobowo decyzję podjął Ziobro? - Minister Zbigniew Ziobro wynegocjował dla Solidarnej Polski w umowie koalicyjnej miejsce w resorcie rolnictwa. Ta koncepcja jest realizowana. "Wyleczył się" pan trochę z Donalda Tuska? W tej rozmowie tylko raz padło jego nazwisko. - Donald Tusk jest dzisiaj największym wrogiem suwerenności Polski. Mamy dziś do czynienia z dwoma nieszczęściami - wojną i inflacją. Trzecim nieszczęściem, którego musimy uniknąć, a które byłoby zabójcze dla Rzeczpospolitej, byłyby rządy proniemieckiego Donalda Tuska, który w latach 2007-2014 jako premier realizował niemiecką koncepcję wspierania Władimira Putina zwijając bezpieczeństwo Polski w wielu wymiarach. Trzeba bezwzględnie i w sposób radykalny mobilizować polskich patriotów, żeby ten skompromitowany polityk nigdy w Polsce do władzy nie wrócił. Rozmawiał Łukasz Szpyrka