Łukasz Szpyrka, Interia: Jaki będzie przyszły parlament? Jan Maria Jackowski: - Na pewno będzie inny. Można powiedzieć, że komfort rządzenia, jaki mieliśmy w kadencji 2015-2019, się skończył. Na pewno spory będą bardziej merytoryczne, bo Platforma Obywatelska, z punku widzenia politycznego, była opozycją niemerytoryczną. Raczej zadymiarską i rozbudzającą emocje. W tej chwili mamy bardzo silną lewicę w Sejmie, Konfederację, a także wzmocniony PSL. Wszystko to pokazuje, że będziemy mieli szerokie spektrum opozycji, która w różnych aspektach będzie krytykowała Prawo i Sprawiedliwość. W dodatku przewaga jest minimalna, więc dotychczasowy styl uprawiania polityki będzie musiał ulec zmianie. Większości w głosowaniach będą zależne od poszczególnych decyzji samych posłów i senatorów. W jaki sposób ten styl uprawiania polityki będzie musiał się zmienić? - Ministrowie będą musieli być lepiej przygotowani na debaty. Projekty legislacyjne będą musiały być lepiej przygotowane. To wszystko będzie punktowane. Argumentacja będzie musiała być lepsza. Mogą też pojawić się ustawy, które nie będą popierane przez część zaplecza Prawa i Sprawiedliwości. Mamy silne środowisko naszych koalicjantów - jednych i drugich, więc mogą być różne sytuacje. Nie wiem, jak to będzie wyglądało, ale na podstawie tych sygnałów, które mamy, przyszła debata będzie bardziej widowiskowa, będą większe spory. W Sejmie będzie m.in. pani Klaudia Jachira, która pewnie będzie robić różne happeningi. W Senacie opozycja będzie miała wyrazistych polityków, z dużym doświadczeniem. Okres przewidywalności w parlamencie, moim zdaniem, będzie ulegał modyfikacji. W Senacie większość będzie miała opozycja. - W wielu głosowaniach można pozyskiwać głosy tych, którzy nie są w PiS. Będą też tzw. senatorowie niezależni. Będą senatorowie, którzy w sferze wartości mają poglądy bliższe nam. Można więc sobie wyobrazić sytuację, że większość będziemy pozyskiwać w toku merytorycznej debaty, dialogu i próby poszukiwania wspólnego mianownika. Nie jest taki model wykluczony. Mówi pan o potrzebie merytorycznej debaty. Tego zabrakło w poprzedniej kadencji? - Niewątpliwie taka większość dawała administracji pewien komfort, że nawet, jeśli ustawa nie była najlepsza, to i tak zostanie w parlamencie. Wielokrotnie to podnosiliśmy w Senacie. Senatorowie Prawa i Sprawiedliwości mieli świadomość, że niektóre ustawy były niedopracowane. Być może uważano, że w przyszłości zostaną poprawione. W tej chwili taka sytuacja będzie ulegała minimalizacji. Dlatego że będzie to trudniejsze. Były przecież ustawy, które przechodziły w 24 godziny. Teraz, przy bardzo silnej obstrukcji, nie wiem czy będzie możliwość przeprowadzenia takiej operacji. Mam wrażenie, że jest pan dość krytyczny co do tego, jak wyglądała ostatnia kadencja. - Uważam, że wiele rzeczy można było zrobić lepiej. Sam prezes Jarosław Kaczyński tak powiedział w przemówieniu tuż po wyborach. Jest pan rozczarowany wynikiem? - Nie sądziłem, że tak dobry wynik uzyska PSL. Moim zdaniem to czarny koń tych wyborów. Sądziłem, że PiS będzie miało lepszy wynik, że w Sejmie uzyskamy 260 mandatów. Tak przewidywałem, ale może moją perspektywę zaburzył mój okręg, który wybrał mnie na senatora - północne Mazowsze. Tam nasze wyniki oscylują w granicach 50 proc., a moje w granicach 60 proc. Być może za bardzo się przyzwyczaiłem się do klimatu politycznego z mojego okręgu. Rozmawiał Łukasz Szpyrka