"Gazeta Wyborcza" napisała w poniedziałek, że asystent sędziego w gliwickim sądzie rejonowym Jakub Kalus (w listopadzie 2017 r. brał udział w pikiecie narodowców w Katowicach, podczas której powieszono na symbolicznych szubienicach zdjęcia europosłów PO, w tym Róży Thun), udzielał porad prawnych organizatorom "urodzin Hitlera": instruował ich, jak mają się zachowywać podczas śledztw, przygotowywał im pisma procesowe i wezwania do mediów. "GW" przypomniała, że później Kalus został "oddelegowany" do Ministerstwa Sprawiedliwości. Jeszcze w poniedziałek politycy PO zażądali dymisji ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i jego zastępcy Patryka Jakiego za - jak uważają - "tworzenie parasola ochronnego" w resorcie nad "ludźmi niegodnymi". Według PO, Kalus jest współpracownikiem wiceministra. Patryk Jaki, odnosząc się do apelu PO-KO o m.in. jego dymisję z funkcji wiceszefa resortu, powiedział, że te żądania są bezzasadne. "Jakub Kalus nigdy nie był pracownikiem Ministerstwa Sprawiedliwości i kłamstwem jest twierdzenie, że resort rozciągał nad nim "parasol ochronny", zatem żądania opozycji są absurdalne i bezzasadne" - podkreślił. Zaprzeczył, jakoby Kalus był jego bliskim współpracownikiem. "Nieprawdą jest też, że Jakub Kalus jest moim bliski współpracownikiem. Jeśli takie zarzuty będą się powtarzać, to skieruję sprawę do sądu" - zapewnił. Wiceminister atakuje Różę Thun "To Róża Thun (PO) powinna podać się do dymisji, ponieważ to ona paliła świeczki pod sądami w tzw. obronie sądownictwa, a przypominam, że Kalus jest pracownikiem sądu" - oświadczył wiceminister. Jak dodał, "Róża Thun do tej pory nie wyjaśniła swoich kontaktów z Fundacją Otwarty Dialog, która według 'Sunday Times' jest pralnią brudnych pieniędzy". Kilkanaście dni temu brytyjski tygodnik "Sunday Times" opisał zarzuty komisji parlamentu Mołdawii wobec Fundacji Otwarty Dialog. Według gazety, chodzi o przyjęcie 1,5 mln funtów od szkockich firm słupów w zamian za lobbing na rzecz oligarchów. Fundacja twierdzi, że te oskarżenia są bezpodstawne. W ubiegłym roku Thun była jedną z osób, które broniły po deportacji z Polski szefowej Fundacji Ludmiły Kozłowskiej. "Nie będę wydawał poleceń sądom" W poniedziałek rano wiceminister Jaki był pytany o publikację "GW" na konferencji prasowej w resorcie sprawiedliwości. Na pytanie, czy w związku z doniesieniami gazety powinny być wyciągnięte jakieś konsekwencje, wiceminister odparł: "To jest decyzja do osoby, która zatrudnia tego pana. Od samego początku to był sąd, no to niech sąd jako pracodawca podejmie decyzję w tym zakresie. Po drugie przypominam: jeżeli chodzi o tzw. urodziny Hitlera, to akurat nasza władza zachowała się najbardziej stanowczo. To my aresztowaliśmy tę grupę, mimo że za czasów rządów Platformy działała sobie bardzo swobodnie" - powiedział Jaki. Dopytywany, czy nie powinno być jakiejś sugestii dla pracodawcy Kalusa, by zainteresował się sprawą, podkreślił, że "chętnie by taką sugestię skierował". "Ale wielokrotnie media komercyjne pouczały mnie, że nie możemy wydawać nakazów sądom, dlatego postanowiłem się do tego dostosować i nie będę wydawał poleceń sądom" - oświadczył wiceminister. W listopadzie 2017 r. na placu Sejmu Śląskiego w Katowicach przy pomniku Wojciecha Korfantego zgromadziło się - według policji - około 70 przedstawicieli środowisk narodowych. Zgromadzenie zgłoszono pod nazwą "Stop współczesnej Targowicy". Organizatorzy powiesili na symbolicznych szubienicach zdjęcia europosłów, którzy zagłosowali za rezolucją Parlamentu Europejskiego w sprawie praworządności w Polsce: Michała Boniego, Danuty Huebner, Danuty Jazłowieckiej, Barbary Kudryckiej, Julii Pitery i Róży Thun. Kilka dni później katowicka prokuratura wszczęła śledztwo pod kątem art. 119 Kodeksu karnego. Stanowi on, że "kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5". Na początku marca rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Katowicach Marta Zawada-Dybek przekazała PAP, że postępowanie jest przedłużone do maja br.