"Mamy nadzieję, że panu prezydentowi Jóźwiakowi starczy odwagi, żeby się w czwartek stawić przed komisją weryfikacyjną. To wcale nie jest takie jasne, ponieważ mieliśmy bardzo duże problemy z doręczeniem mu wezwania. Najpierw w domu udowadniano, że rodzina nie wie, gdzie pracuje, potem jak trafiliśmy do miejskich jednostek, w których ma umowę, to odmawiano nam przyjęcia wezwania. Cyrk był z tym straszny, dlatego nie wiem, czy pan prezydent będzie jutro miał odwagę, żeby się pojawić" - powiedział Jaki. "Jeżeli byłoby tak, że on wykorzystał publiczne pieniądze, żeby dać zlecenie firmie, w której potem został zatrudniony, to jest to idealny przypadek do badania przez CBA. W silnych państwach demokratycznych taka sprawa musiałaby być dogłębnie badana i jest kompromitująca dla tego człowieka" - ocenił wiceszef MS. "Nasz Dziennik" podał w środę, że były zastępca Hanny Gronkiewicz-Waltz mógł popaść w konflikt interesów. Chodzi o umowy, jakie magistrat podpisywał z zewnętrznymi firmami na usługi prawne, za co - jak pisze gazeta - odpowiadał także Jarosław Jóźwiak. Według dziennika dziewięć takich umów w latach 2014-16 urząd podpisał z kancelarią prawną prof. Marka Wierzbowskiego. Ich wartość to niemal 240 tys. zł, a większość tych kontraktów była zawarta w czasie urzędowania wiceprezydenta Jóźwiaka - czytamy. Jak napisał "Nasz Dziennik", po odejściu z urzędu miejskiego Jóźwiak został zatrudniony właśnie w kancelarii prof. Wierzbowskiego. "Nie ta kancelaria i nie ten Wierzbowski. Szkoda że 'Nasz Dziennik' nie zadzwonił zweryfikować swoich sensacji" - napisał w środę na Twitterze Jóźwiak, odnosząc się do publikacji gazety. Do sprawy odniosła się również we wpisie na Twitterze rzeczniczka warszawskiego ratusza Agnieszka Kłąb. "Trafienie kulą w płot. To nie ten mec. Wierzbowski i nie ta kancelaria... Gratuluję 'rzetelności'" - napisała. Maciej Zubel