Tomasza Komendę skazano niesłusznie za zabójstwo, do którego doszło 31 grudnia 1996 r. Patryk Jaki w poniedziałek w radiu TOK FM podkreślił, że artykuł w "GW" "jest obrzydliwy" i "jest wielką manipulacją". Jak zaznaczył wszystkie dowody w tej sprawie (zabójstwa) zebrano, zanim ś.p. Lech Kaczyński został ministrem sprawiedliwości. L. Kaczyński był szefem resortu sprawiedliwości od czerwca 2000 roku do lipca 2001 roku. "Kryminologicznie najważniejszy jest moment, kiedy morderstwo zostało popełnione i wtedy zbiera się wszystkie dowody. Wtedy Lech Kaczyński jeszcze nie myślał, że będzie ministrem" - przekonywał Jaki. A akt oskarżenia, dodał, pisze się na podstawie tych dowodów, które zebrano wcześniej. "Dowody na to, że Tomasz Komenda nie jest winny, znaleziono za czasów, gdy Platforma Obywatelska rządziła w Polsce, w 2011 czy w 2010 roku, i wtedy co zrobiono? Schowano sprawę pod dywan" - dodał wiceszef MS. "Dopiero gdy Zbigniew Ziobro został ministrem sprawiedliwości, dokładnie ten sam prokurator przyszedł do prokuratora Bogdana Święczkowskiego i dlatego Tomasz Komenda jest na wolności. Dlaczego tego nie ma w artykule +Gazety Wyborczej+?" - pytał Jaki. "Gazeta Wyborcza" napisała w poniedziałek, że właśnie o przypadku gwałtu i morderstwa w Miłoszycach w Sylwestra 1996/97 ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński mówił w wywiadzie dla tego dziennika w listopadzie 2000 roku, podając jako przykład patologii niewydolnego systemu wymiaru sprawiedliwości, który nie jest w stanie skazywać przestępców. "Brutalnie zgwałcono, a później zamordowano 15-letnią dziewczynkę, właściwie jeszcze dziecko. Znaleziono jej ciało z rozerwanymi narządami rodnymi. I prokurator powiada pełnomocnikowi rodziny, że co najwyżej może jednemu ze sprawców postawić zarzut gwałtu. Są ślady zębów tego zbira, ślady DNA, wszelkie możliwe znaki - i nie można postawić zarzutu. Taki sposób interpretacji praw człowieka, które czynią przestępców bezkarnymi, a ofiary bezbronnymi, stanowi zagrożenie dla porządku społecznego" - mówił Lech Kaczyński w tym wywiadzie. Według "GW" "w kwietniu 2001 roku prokurator Tomasz Fedyk skierował do sądu akt oskarżenia przeciwko Tomaszowi Komendzie", a potem Komendę skazano na 25 lat. "W tamtych czasach każdy pogląd ministra to było zalecenie do wykonania" - mówi "Wyborczej" były zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik. Tomasz Komenda w 2004 r. został prawomocnie skazany na 25 lat więzienia za zabójstwo i zgwałcenie 15-latki. Odsiadywał wyrok 25 lat więzienia w Zakładzie Karnym w Strzelinie. W połowie marca został przez sąd penitencjarny przy Sądzie Okręgowym we Wrocławiu warunkowo zwolniony z odbywania kary i wyszedł na wolność po 18 latach więzienia. Według prokuratury - która zgromadziła nowe dowody w tej sprawie - mężczyzna nie popełnił zbrodni, za którą został skazany. 16 maja Sąd Najwyższy uniewinnił Tomasza Komendę Z prośbą o ponowne zajęcie się sprawą Tomasza Komendy do ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego zwrócili się w zeszłym roku rodzice Małgorzaty K. Śledztwo zostało wznowione w 2017 r. W czerwcu ubiegłego roku prokuratura poinformowała, że w sprawie zbrodni zatrzymano Ireneusza M. Prokurator przedstawił mu zarzut popełnienia przestępstwa zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem i zabójstwa piętnastoletniej Małgorzaty K.