Ustawa o IPN wprowadza kary za używanie określenia "polskie obozy śmierci", a także przypisywanie narodowi polskiemu odpowiedzialności za pogrom Żydów. Według Jakiego, nie oznacza to jednak, że o tych sprawach nie będzie można pisać. - Nikt nie będzie karał za Jedwabne. W ustawie jest kontratyp, który wyłącza spod odpowiedzialności badania naukowe czy prace artystyczne. Dodatkowo jest też zapis: kto pomawia naród "wbrew faktom" i jeszcze umyślnie. Czyli jeśli ktoś się powoła na fakty, nic mu nie grozi. To kopia konstrukcji przepisu o "kłamstwie oświęcimskim", który obowiązuje również w Polsce. Dodatkowo procedurę prowadzi prokurator, o ewentualnym skazaniu zdecyduje sąd w całym postępowaniu instancyjnym. Dlatego te obawy są niezasadne - mówi Patryk Jaki w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Tłumaczy także, że gdyby wcześniej obowiązywała nowelizacja, to prezydent Obama, który użył frazy "polish death camps", nie byłby ścigany. - Chodzi o działanie umyślne. A nie wynikające z wielu lat zaniedbań polskich elit politycznych, które doprowadziły do tego, że dziś takie stwierdzenia stały się powszechne bez niczyjej złej woli - mówi wiceminister. Dodaje, że zgodnie z ustawą tylko pomawianie narodu za zbrodnie niemieckie podlega penalizacji. Patryk Jaki mówi także w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", że na podstawie ustawy nie jest możliwe pociągnięcie do odpowiedzialności np. Jana Tomasza Grossa za jego prace o Jedwabnem. Przypomina także o bohaterskich akcjach ratowania Żydów przez Polaków w czasie II wojny światowej. - Polska armia podziemna była jedyną, która wykonywała kary śmierci za wydawanie Żydów. Najważniejsza organizacja podziemna ratująca Żydów - Rada Pomocy Żydom "Żegota" - powstała z inicjatywy m.in. pisarki Zofii Kossak-Szczuckiej, przed 1939 rokiem niekryjącej swoich krytycznych wobec Żydów poglądów. Katoliccy księża nierzadko dostarczali metryki urodzenia pozwalające wyrobić "aryjskie" dokumenty. Wiele klasztorów żeńskich ukrywało żydowskie dzieci. Irena Sendlerowa działając w strukturach "Żegoty", dzięki pomocy licznych współpracowników, podjęła akcję ratowania żydowskich dzieci, ok. 2500 z nich umieszczając nie tylko u polskich rodzin, ale i w sierocińcach, także kościelnych - wylicza Jaki. Według niego, mówienie, że Polacy współodpowiadają za Holocaust "to podłość". Więcej w "Rzeczpospolitej".