Jak Tusk i Morawiecki chcieli rozegrać Ruch Chorzów
Piłkarski klub Ruch Chorzów w ostatnich dniach stał się pretekstem do wymiany politycznych ciosów pomiędzy premierem Mateuszem Morawieckim a liderem Platformy Obywatelskiej Donaldem Tuskiem. Pierwszy niespodziewanie zaangażował się w próbę organizacji meczu z Wisłą Kraków na Stadionie Śląskim. Drugi rozmawiał o budowie obiecywanego od lat stadionu. Pokazujemy, jak Tusk i Morawiecki chcieli wykorzystać klub do bieżącej polityki.
Premier Mateusz Morawiecki poinformował w środę na Twitterze, że mecz pomiędzy Ruchem Chorzów a Wisłą Kraków może odbyć się na Stadionie Śląskim. Szef rządu zasugerował, że za dotychczasowe niepowodzenia związane z organizacją spotkania odpowiada marszałek województwa Jakub Chełstowski i zaapelował do niego, "aby nie blokował działań państwa".
W ten sposób Morawiecki odniósł się do pomysłu, który od kilkunastu tygodni rozpalał umysły kibiców obu drużyn. Fani dwóch zespołów od jakiegoś czasu są w dobrych relacjach, a spotkania Ruchu i Wisły określane "meczami przyjaźni".
Najbliższy pojedynek odbędzie się 22 kwietnia. Kibice liczyli, że mecz uda się rozegrać na mogącym pomieścić ponad 50 tys. kibiców Stadionie Śląskim, jednocześnie bijąc rekord frekwencji. Od kilkunastu tygodni trwały negocjacje pomiędzy Ruchem Chorzów a spółką Stadion Śląski, która zarządza obiektem.
Na czele spółki od października 2019 r. stoi związany z PiS Jan Widera, który wcześniej był wiceministrem sportu. Zasiadał też w zarządzie Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Spółka, której szefuje Widera, podlega urzędowi marszałkowskiemu, na czele którego stoi Jakub Chełstowski. Do niedawna polityk był związany z PiS, ale w listopadzie 2022 r. odszedł z klubu wraz z trójką kolegów, co zmieniło polityczny układ sił w woj. śląskim. Pomimo tego Widera zachował stanowisko w spółce.
Początkowo negocjacje pomiędzy spółką a władzami Ruchu szły w dobrym kierunku. Złożona oferta najmu została zaakceptowana przez klub z Chorzowa. Za wynajęcie stadionu miał zapłacić kilkaset tysięcy złotych. Ostateczna opłata była uzależniona od kilku czynników m.in.: od liczby kibiców oraz czy mecz będzie zakwalifikowany jako spotkanie podwyższonego ryzyka. W najgorszym dla klubu wariancie cena mogła oscylować w granicy miliona złotych.
Porozumienia nie udało się jednak osiągnąć. Ruch nie był w stanie osiągnąć ze spółką kompromisu związanego z poniesieniem odpowiedzialności za ewentualne uszkodzenia Stadionu Śląskiego, które spowodowałby konieczność przeniesienia zaplanowanych imprez lekkoatletycznych.
Chodzi o Igrzyska Europejskie, które rozpoczną się 21 czerwca. Oficjalnie ich organizatorem jest Kraków, ale wiele zawodów lekkoatletycznych ma odbyć się właśnie na Stadionie Śląskim. Ze wstępnych wyliczeń władzom Ruchu wyszło, że w razie takiej sytuacji musiałby zapłacić ok. 50 mln zł.
Z powodu braku kompromisu klub zdecydował, że mecz ostatecznie zostanie rozegrany w Gliwicach, o czym poinformował w wydanym 21 marca komunikacie.
Tymczasem w środę premier Morawiecki zamieścił wpis, w którym zasugerował, że mecz może odbyć się jeszcze na Stadionie Śląskim. Oświadczenie szefa rządu było zaskakujące z kilku powodów. Po pierwsze klub rozpoczął już sprzedaż biletów na stadion w Gliwicach. Po drugie zgodnie z obowiązującymi przepisami imprezę masową - wraz z dokładnym miejscem wydarzenia - trzeba zgłosić na 30 dni przed jej rozpoczęciem.