Tak śledczy zakończyli sprawę, którą zajmowali się po awanturze o krzyż smoleński na Krakowskim Przedmieściu. 5 sierpnia demonstrowali tam przeciwnicy krzyża, wśród nich grupa ludzi, która pojawiła się z krzyżem wykonanym z pustych puszek po piwie. "Przecież tak naprawdę śledczy nie musieli nic robić, bo dostali sprawców jak na widelcu" - mówi "Rz" Jakub Szymczuk, fotoreporter prasowy. To on, fotografując wydarzenia 5 sierpnia w stolicy, zrobił zdjęcia ludzi z krzyżem z puszek. Potem na portalu społecznościowym Facebook odszukał grupę młodych ludzi, która organizowała ten happening nazwany "Drogą krzyżową". Porównał zrobione przez siebie zdjęcia z profilowymi fotografiami osób, które organizowały akcję. Część z nich nie ukrywała swojej tożsamości. Na profilach ujawnili imiona, nazwiska, miejsca pracy. Zdjęcia z happeningu wraz ze skanem strony z Facebooku (z imionami, nazwiskami i zdjęciami profilowymi tych osób) fotoreporter przekazał policji. "Tak naprawdę ustalenie, kto brał udział w profanacji krzyża, nie było trudne. Ci ludzie aktywnie udzielali się na portalu, na którym szykowali przeprowadzenie akcji" - uważa Jakub Szymczuk. Po jego doniesieniu śledztwo wszczęto. Ale decyzją warszawskiej prokuratury po miesiącu zostało umorzone. Prokuratorzy przekonują, że przeprowadzili "szereg czynności operacyjnych", ale tego, kto maszerował z krzyżem z puszek, nie zdołali ustalić. Więcej na ten temat - w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".