O obowiązkowe ubezpieczenie najuboższych dzieci zwrócił się do ministra zdrowia i posłów Rzecznik Praw Dziecka. Jak twierdzi, dzieci z co czwartej ubogiej rodziny, która nie zgłasza się do pomocy społecznej, są pozbawione opieki zdrowotnej. Rząd jednak nie widzi problemu. Zdaniem wiceminister zdrowia Ewy Kralkowskiej, każde dziecko w Polsce jest pod opieką lekarza. Pani wiceminister powołuje się na "obowiązek szkolny", który de facto oznacza automatyczne ubezpieczenie. Ministerstwo nie widzi też problemu w przypadku dzieci, które jeszcze nie chodzą do szkoły. Na poparcie tej tezy pani wiceminister roztacza dość sielankową wizję polskiej rzeczywistości, w której każde dziecko po urodzeniu jest objęte wykwalifikowaną opieką. - Dziecko od chwili urodzenia jest, że tak powiem, monitorowane. Tym dzieckiem się ktoś zajmuje. Jest pomoc aktywna ze strony pielęgniarki środowiskowej i lekarza pediatry - twierdzi Kralkowska. To wizja resortu zdrowia. Zupełnie innego zdania jest RPD, który apelował o zrozumienie problemu nie tylko przez ministerstwo, ale i przez posłów rządzącej koalicji. Ci ostatni stwierdzili, że nie można ubezpieczyć dzieci tylko z tego powodu, że są dziećmi. Mieliby na tym skorzystać także bogaci. - Znane mi są w moim mieście przypadki trzech bardzo bogatych rodzin, które się leczą prywatnie i nie będą płacić ubezpieczenia, bo ich na to stać, w związku z tym dzieci również nie są objęte ubezpieczeniem. Patrząc na mafię wołomińską czy inną, to będzie takich przypadków więcej. Nie rozumiem, jakie tu są problemy - to wypowiedzi posłów SLD. Problemów więc nie ma, bo - jak twierdzi jeden z posłów SLD - nieubezpieczone mogą być jedynie dzieci rodziców, którzy ukrywają się w... lasach. Miesięczne ubezpieczenie dziecka kosztuje zaledwie 12 zł. Roczny koszt ubezpieczenia wszystkich dzieci pozbawionych opieki zdrowotnej wyniósłby ok. 3 mln zł. Dla kontrastu dodajmy: utrzymanie kancelarii premiera wzrośnie w przyszłym roku - uwaga - o 23 mln złotych!