Jagiełło wystąpił też do marszałka Sejmu Marka Borowskiego o uchylenie mu immunitetu poselskiego. Wcześniej o uchylenie Jagielle immunitetu wystąpił minister sprawiedliwości-Prokurator Generalny Grzegorz Kurczuk. Rezygnację z członkostwa w klubie parlamentarnym SLD Jagiełło przesłał faxem do jego przewodniczącego, Jerzego Jaskierni. Według Długosza, z informacji jakie posiada wynika, że samorządowcy SLD, aresztowani w tzw. sprawie starachowickiej, dawno też już złożyli rezygnacje z członkostwa w partii, ale ponieważ przebywają w areszcie, dokumenty do władz SLD jeszcze nie dotarły. Komendant policji złożył wyjaśnienia Przygotowanie materiałów dotyczących sprawy starachowickiej i przecieku informacji wymagało dużego nakładu pracy i czasu - dlatego dokumenty trafiły do Prokuratury Okręgowej w Kielcach 14 kwietnia - wyjaśnił rzecznik prasowy Komendanta Głównego Policji Sławomir Cisowski. Dzisiaj komendant Antoni Kowalczyk złożył wyjaśnienia Ministrowi Spraw Wewnętrznych i Administracji Krzysztofowi Janikowi. Minister zażądał od komendanta wyjaśnień m.in. dlaczego materiały sprawy do prokuratury dotarły z dwutygodniowym opóźnieniem pomimo, że polecenie przekazania ich - w trybie natychmiastowym - policja otrzymała 2 kwietnia. Kowalczyk poinformował Janika, że wywołane to było koniecznością sporządzenia stenogramów - komunikatów z podsłuchu telefonicznego i opracowaniem billingów połączeń (ze wskazaniem abonentów). - Materiał zawierał ponad tysiąc stron, wymagało to więc znacznego nakładu pracy i czasu - wyjaśnił dziennikarzom Cisowski, podkreślając, że materiały zostały przekazane już 14 kwietnia, a nie jak podawano wcześniej 15. Szef MSWiA zapytał też komendanta dlaczego policjanci CBŚ, których chciała przesłuchać prokuratura, zostali zwolnieni z zachowania tajemnicy państwowej dopiero po upływie prawie miesiąca od wystosowania przez prokuratora wniosku w tej sprawie. Kowalczyk tłumaczył, że "wynikało to z konieczności zakończenia przez nich innych działań operacyjnych prowadzonych na terenie kraju". Podczas spotkania minister zapytał też Kowalczyka dlaczego pisemnie nie wskazał prokuratorowi, gdzie w całości materiałów jest informacja o przecieku. Komendant nie miał takiego obowiązku, ale, zdaniem ministra, ułatwiłoby to pracę prokuratury. Jak poinformował Cisowski, komendant wyjaśnił szefowi MSWiA, że wskazania pisemnego nie było z uwagi na konieczność pozostawienia prokuraturze "możliwości samodzielnej, a tym samym obiektywnej oceny materiału", ale, jak dodał, "wskazanie takie padło w rozmowie telefonicznej z prokuratorem". Sam minister po spotkaniu stwierdził, że "w sprawie starachowickiej nie popełniono żadnego większego błędu". - Uważam jednak, że trochę inaczej powinniśmy pracować z policją - powiedział. Dlatego też podjął decyzję o zdymisjonowaniu dwóch doradców wiceministra Zbigniewa Sobotki odpowiedzialnych za kontrolę cywilną policji. - W takiej kontroli musimy być bardziej efektywni - podkreślił Janik. Odwołując się do wypowiedzi opozycji na temat sprawy starachowickiej zapewnił, że w działaniach policji i MSWiA "nie ma żadnego kłamstwa". Dodał, że nie ma też pretensji do prokuratury - "oba resorty muszą w tej sprawie współdziałać" - wyjaśnił. Wcześniej szef MSWiA Krzysztof Janik wezwał Komendanta Głównego Policji i zażądał wyjaśnień, dlaczego policja przekazała prokuraturze materiały dotyczące sprawy starachowickiej i przecieku informacji dopiero 15 kwietnia, choć polecenie z MSWiA w tej sprawie otrzymała 2 kwietnia. - Polecenie to miało być wykonane w trybie pilnym - powiedziała rzeczniczka resortu Alicja Hytrek, która poinformowała o dzisiejszym spotkaniu Janika z Kowalczykiem. Jagiełło ostrzegł Piątkowa "Rzeczpospolita" poinformowała, że z policyjnego podsłuchu wynika, iż Jagiełło zadzwonił do jednego ze starachowickich samorządowców i ostrzegł go przed planowaną akcją Centralnego Biura Śledczego. Jagiełło miał się powołać na informacje uzyskane od wiceministra spraw wewnętrznych Zbigniewa Sobotki. W związki z upublicznieniem informacji o przecieku, Prokuratura Okręgowa w Kielcach wystąpiła wczoraj z wnioskiem o uchylenie immunitetu poselskiego Jagiełły. Starachowickie zatrzymania Starachowicki starosta i ówczesny wiceprzewodniczący rady zostali z kilkunastoma innymi osobami zatrzymani w marcu przez Centralne Biuro Śledcze i aresztowani przez sąd. Prokuratura Okręgowa w Kielcach oskarżyła starostę Mieczysława S. o usiłowanie wyłudzenia odszkodowania za rzekomo skradziony samochód, a Marka B. o wyłudzenie odszkodowania oraz łapówkarstwo. Zarzuty wobec Jagiełły Prokurator generalny Grzegorz Kurczuk poinformował dzisiaj na konferencji prasowej, że po uchyleniu immunitetu prokuratura chce posłowi postawić zarzuty utrudniania śledztwa z art. 239 par. 1 kodeksu karnego. Mówi on, że "kto utrudnia lub udaremnia postępowanie karne, pomagając sprawcy przestępstwa (...), podlega karze pozbawiania wolności od trzech miesięcy do lat pięciu". Przed południem poseł Jagiełło powiedział dziennikarzom, że czuje się całkowicie niewinny; nie miał tajnych informacji i nie ostrzegał o działaniach policji. - Nie może być poważnych dowodów, bo nic się nie działo - powiedział poseł. Pytany, czy dzwonił do starosty Mieczysława S. przed jego aresztowaniem, odpowiedział: - Nie wiem, muszę to zobaczyć. Wy wiecie więcej, niż ja. Poseł został wezwany do prokuratury 30 czerwca, miał zeznawać w charakterze świadka. Prokurator okręgowy Aleksandra Tomaszewska poinformowała, że ze względu na upublicznienie informacji w tej sprawie wczoraj prokuratura wystąpiła o uchylenie immunitetu posła i nie będzie on zeznawał jako świadek. Jagiełło zaprzecza W przesłanym wcześniej do redakcji Polskiego Radia Kielce oświadczeniu starachowicki poseł SLD zaprzecza zarzutom "Rzeczpospolitej". Jagiełło w swoim oświadczeniu zaprzecza, jakoby utrudniał śledztwo w sprawie aresztowanych w marcu starachowickich radnych i zapewnia, że wiceminister spraw wewnętrznych i administracji nie informował go o prowadzonej sprawie i planowanej akcji policji. Parlamentarzysta SLD poinformował, że po zakończeniu śledztwa zamierza wystąpić na drogę sądową przeciwko dziennikowi "Rzeczpospolita", ponieważ gazeta naruszyła jego dobra osobiste i podważyła zaufanie do niego jako parlamentarzysty. Powołując się na szefową biura poselskiego Jagiełły Radio Kielce poinformowało, że poseł wyszedł na własną prośbę ze szpitala, gdzie przebywał od piątku, aby móc dzisiaj złożyć wyjaśnienia w prokuraturze. Sobotko do dyspozycji Natomiast wiceszef MSWiA Zbigniew Sobotka oświadczył, że "od samego początku jest do dyspozycji prokuratora". Wydał oświadczenie, w którym napisał: "Fakt przekazywania niejawnych informacji oraz utrzymywaniu kontaktów posła na Sejm RP z osobą podejrzaną o prowadzenie działalności przestępczej stanowczo potępiam. (...) Podkreślam, iż bez względu na przynależność partyjną osób łamiących te zasady, zawsze będę potępiał takie działania". Zapowiedział, że będzie dążył do rzetelnego wyjaśnienia tej sprawy. Podkreślił, że ponieważ został "niesłusznie pomówiony", gotów jest w każdej chwili stawić się w prokuraturze. "Mam nadzieję, iż nastąpi to niezwłocznie" - zakończył. Posłuchaj relacji reportera RMF Pawła Świądra: W piątkowej "Rzeczpospolitej" opublikowano informacje, że z policyjnego podsłuchu wynika, iż poseł SLD Andrzej Jagiełło zadzwonił do jednego ze starachowickich samorządowców i ostrzegł go przed planowaną akcją Centralnego Biura Śledczego. Jagiełło miał się powołać na informacje uzyskane od wiceministra spraw wewnętrznych Zbigniewa Sobotki. Olejnik: policja nie poinformowała nas o przecieku Policja nie poinformowała prokuratury o tym, że w śledztwie dotyczącym gangu ze Starachowic doszło do przecieku informacji - ujawnił na konferencji zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik. Zastrzegał, że nie może ujawnić wszystkiego, co zebrała prokuratura w prowadzonym śledztwie. Poinformował jednocześnie, że zostali w nim przesłuchani policjanci z Centralnego Biura Śledczego, a także Komendant Główny Policji i kierownictwo CBŚ. Przyznał zarazem, że policja, która podsłuchiwała operacyjnie gangsterów ze Starachowic i inne osoby, gdy przekazywała wyniki podsłuchu prokuraturze do śledztwa, nie ujawniła, że wykryła przeciek. Pytany o to, czy można mówić o odpowiedzialności wymienianego w tekście "Rzeczpospolitej" wiceministra spraw wewnętrznych i administracji Zbigniewa Sobotki, prokurator Olejnik wyjaśnił, że ta kwestia będzie rozpatrzona dopiero po przesłuchaniu Jagiełły. Wtedy bowiem wyjaśni się status Sobotki w tym śledztwie. - O ile status posła Jagiełły był dla nas jasny - uważamy, że powinien on być podejrzanym w tym śledztwie, to na dzień dzisiejszy Zbigniew Sobotka jest dla nas świadkiem - powiedział Olejnik. Uchylił się od odpowiedzi na pytanie o to, co w tym kontekście mówili przedstawiciele KGP i CBŚ. Wyjaśnił, że nie może tego ujawnić dla dobra śledztwa. - Wiemy, że policja prowadziła u siebie postępowania wyjaśniające źródło tego przecieku, ale do dziś nie mamy jego rezultatu - powiedział. Dodał, że to prokurator prowadzący postępowanie sam analizował ponad tysiąc stron billingów telefonicznych i zapisów podsłuchów i w ten sposób natrafił na przeciek. Wtedy dopiero wszczął odrębne postępowanie w sprawie tego ujawnienia tajnej informacji. Poza tym prokurator czekał ponad miesiąc na zwolnienie z obowiązku zachowania tajemnicy państwowej policjantów z CBŚ, których przesłuchał jako świadków. - Taki stan rzeczy spowodował rażące opóźnienie w rzetelnym i sprawnym rozpatrzeniu sprawy. Trzeba przecież działać niezwłocznie, a opóźnienie utrudniło to postępowanie - oświadczył Olejnik. Posłuchaj relacji reportera RMF Tomasza Skorego: Doradcy wiceministra Sobotki - zdymisjonowani Dwóch doradców wiceministra Zbigniewa Sobotki, odpowiedzialnych za kontrolę cywilną w policji, zostało zdymisjonowanych - poinformował minister spraw wewnętrznych i administracji Krzysztof Janik, po spotkaniu z Komendantem Głównym Policji Antonim Kowalczykiem. Według Janika, w "sprawie starachowckiej: nie popełniono żadnego większego błędu. Uważam jednak, że trochę inaczej powinniśmy pracować z policją" - powiedział dziennikarzom Janik. "Rz": Afera za aferą, a mądrych brak Wygląda na to, że w aferze starachowickiej powtarza się ten sam mechanizm, co przy okazji sprawy Rywina. Leszek Miller, jak przyznaje, o wszystkim wiedział przed publikacją w "Rzeczpospolitej". Dla przedstawicieli władzy sprawy nie ma dopóty, dopóki nie napiszą o niej media - komentuje w "Rzeczpospolitej" Krzysztof Gottesman. Czy afera Rywina, którą szef rządu z początku zlekceważył niczego go nie nauczyła? Na co czekał minister spraw wewnętrznych, który już dawno powinien był zawiesić wiceministra Sobotkę i dopilnować, by zarzuty wobec niego były drobiazgowo sprawdzone? - pyta komentator. Choć korupcja i łamanie prawa nie są wyłączną specjalnością SLD, to jako partia rządząca ponosi on za to szczególną odpowiedzialność. Trzeba o tym politykom Sojuszu znowu z całą stanowczością przypomnieć - pisze Gottesman w "Rz".