Dolina rzeki Miłakówki, kilka kilometrów na południe od Ornety. Na przełomie stycznia i lutego 1945 roku te mazurskie tereny były areną ciężkich walk. Starły się tutaj armie 2. Frontu Białoruskiego marszałka Rokossowskiego z przedzierającymi się w kierunku Malborka, uciekającymi z pomorskiego kotła, oddziałami niemieckimi Grupy Armii "Północ" (wcześniejszej Herresgruppe Mitte). Po rozpoczętej 27 stycznia kontrofensywie Niemcy odbili m.in. Ornetę, a na południe od niej, korzystając z niewielkiego brodu na rzece Pasłęce (dziś Miłakówce), przeprawiali ciężki sprzęt. Kilkanaście miesięcy temu na ślad tej przeprawy trafił Mateusz Deling, kolekcjoner pojazdów pancernych, muzealnik i zapalony eksplorator, poszukujący od lat zabytków militarnych i znany już szerokiej społeczności internetowej jako Tank Hunter, czyli Łowca Czołgów. - Dzięki świadkom i miłośnikom historii z okolic Ornety udało nam się zlokalizować miejsce przeprawy - wyjaśnia Deling. - Magnetometr namierzył dwie anomalie. Eksplorację rozpoczęliśmy od tej mniejszej. Okazało się, że to prawie kompletny dach ciężkiego niszczyciela czołgów Jagdpanzer V Jagdpanther. Element zachował się w dobrym stanie. Udało nam się nawet ustalić wzór malowania - to tzw. Hinterhalt-Tarnung, z charakterystycznymi cętkami - dodaje Deling. Druga anomalia to Stug Czy zatem w miejscu drugiej anomalii zalega podwozie groźnej Jagdpanthery? Postanowiliśmy sprawdzić to jak najszybciej. Stalowe cielsko pojazdu spoczywało dwa metry pod dnem rzeki i było ułożone prostopadle do jej biegu. Odkryliśmy to, nakłuwając dno stalową sondą. Pierwsze uszkodzone elementy pojazdu pokazały się dość szybko. I równie szybko dowiedzieliśmy się, że Jagdpanthera nie była tu sama. Kolejne, duże, zniszczone wybuchem elementy, takie jak skrzynia biegów, przekładnia i koła pochodziły od pojazdu na podwoziu Panzer III. Kolejne elementy przekonały nas, że mamy do czynienia z działem szturmowym Sturmgeschutz III. Ciężka praca pod wodą, której celem było zaczepienie stalowej liny do pancerza pojazdu, oraz mozolne wyciąganie stalowego potwora trwało kilka godzin. W końcu StuG III wyłonił się z wody. Na powierzchni okazało się, że to niemal kompletna wanna pojazdu. Koła jezdne i koło napinające obracały się bez najmniejszego problemu. Nie było prawej burty podwozia. Od razu rzuciły nam się w oczy dwa lub trzy zachowane plastry Zimmeritu. - To "wafle" charakterystyczne dla zakładów Alkett - wyjaśniał Mateusz Deling. - Spójrzcie na tył i mocowanie koła zapasowego - to na pewno późnowojenna wersja StuG III w wersji G - dodawał Deling. Dolna część pojazdu jest niemal kompletna, choć - jak okazało się już po oględzinach dokonanych w warsztacie Tank Huntera - bardzo zniszczona. Podłoga pojazdu nosi wyraźny ślad wybuchu, jest mocno wgnieciona. Niektóre elementy zawieszenia, choć kompletne, są połamane. Skrzynia biegów - uszkodzona w stopniu, który nie rokuje na szybka naprawę, silnik niestety w podobnym stanie. Zachowało się sporo farby wewnątrz pojazdu. Znaleźliśmy też trochę drobiazgów z oporządzenia pojazdu, w tym pełną apteczkę, kaburę od pistoletu, hełm z widocznym zimowym kamuflażem. Malowanie wewnątrz pojazdu jest bardzo niedbałe, gumowe bandaże kół jezdnych pochodzą aż od pięciu producentów: Fulda, Vorwerk, Continental, Semperit i Deka. To wszystko wskazuje na pospieszny montaż i korzystanie z wszystkich dostępnych części, co jest częste dla produkcji niemieckich pojazdów końca wojny. Co mówią dokumenty? Dzięki dotarciu do ciekawych dokumentów, znajdujących się w archiwach niemieckich, wiedzieliśmy, że możemy natrafić na pojazdy pancerne. Zimą 1945 roku w tych okolicach walczyło kilka jednostek, wśród nich 563 i 616 batalion niszczycieli czołgów. I to bez wątpienia z jednej z tych jednostek pochodziła Jagdpanthera, której dach znaleźliśmy w rzece. Z archiwaliów wynika, że podczas kontrataku Niemcy stracili 13 pojazdów typu Jagdpanther, dwanaście z nich zostało wysadzonych przez własne załogi. Pochodzenie StuGa to już trudniejsza zagadka. W tym rejonie, zgodnie z mapami sztabowymi, operowała 131 Dywizja Piechoty i 18 Dywizja Grenadierów Pancernych. Jeżeli był to jednak jedyny bród w okolicy, przeprawiać tędy mogły się także inne pododdziały, w tym jednostki Korpusu Pancernego Großdeutschland lub 24 Dywizji Pancernej. Hipotezy przeprawy przez bród Jaka jest historia przeprawy? Tutaj również snujemy domysły oparte na poszlakach. Próbujące wyrwać się z okrążenia jednostki, przeprawiały się na drugą stronę rzeki. Jako pierwszy na niewielki mostek o ceglanej podbudowie (natrafiliśmy na jego pozostałości) wjechał StuG. Mostek nie wytrzymał obciążenia. Pojazd zsunął się do rzeki i zapadł głęboko w miękkim dnie. Próby jego wydostania, na co wskazują szekle mocujące zawieszone z tyłu pancerza, spełzły na niczym. Gdy w okolicy pojawiły się Jagdpanthery, spróbowano przeprawić je po StuGu. I ta próba się nie powiodła. Oba pojazdy utknęły w rzece. Jagdpantherę wysadziła dość niedbale jej własna załoga. StuG, wbity już dość głęboko w dno, został wysadzony dopiero po wojnie, przez polskich saperów, co dokładnie zapamiętał świadek. Ciężki niszczyciel czołgów trafił do huty, podobnie jak górny pancerz i działo StuGa. Reszta najwyraźniej okazała się trudna w wydobyciu, zalegała więc w rzece aż do dziś. Przewodnik kajakarski z 1958 roku wyraźnie nakazywał omijać to miejsce z prawej strony, ze względu na wystające części niemieckiego czołgu. Po 74 latach od próby przeprawienia się na drugi brzeg StuG wreszcie się na nim znalazł. Przemek Budzich