W poniedziałkowym (27 lipca) wydaniu "Sieci" Jacek Kurski - członek zarządu TVP i p.o. prezesa stacji - komentuje ostatnie wydarzenia, których stał się głównym bohaterem. Wywiad przeprowadził Jacek Karnowski. Artykuł w "Gazecie Wyborczej" Znaczącą część rozmowy stanowi komentarz do niedawnego artykułu "Gazety Wyborczej" - kierowanej przez brata Jacka Kurskiego - Jarosława Kurskiego. "Gazeta Wyborcza" opisała historię, jaka miała się rozegrać przed laty. Niepełnoletnia wówczas córka znajomego Kurskiego oskarża syna Jacka Kurskiego - Zdzisława - o molestowanie. Sprawę zgłoszono do prokuratury, jednak została ona dwukrotnie umorzona. Ofiara zarzuca organom ścigania bezczynność, natomiast Jacek Kurski broni swojego syna, twierdząc, że ojciec dziewczyny wykorzystuje ją do realizacji swoich celów. "To tekst napisany przez hochsztaplera dziennikarstwa, którego książka po skandalu z kłamstwami poszła na przemiał. Tekst, który daje wiarę konfabulacjom kłócącym się z ustaleniami śledztwa" - uważa Kurski. Ma także pretensje do brata, który jego zdaniem prowadzi działania przeciwko niemu (autorzy tekstu o synu Kurskiego poinformowali, że Jarosław Kurski nie uczestniczył w tworzeniu materiału na żadnym z etapów - przyp. red.). "Mogę tylko apelować do Jarka, żeby pomyślał o mamie. Bo mama jednak wskazała, że to moja droga jest jej bliska. Gdy odchodziła, powiedziała, że to ja mam wziąć oryginalny sygnet rodu Modzelewskich, a Jarek może dorobić kopię" - mówi. "Zemsta opozycji" Jacek Kurski podsumował także wybory prezydenckie. Jego zdaniem opozycja mści się na nim, ponieważ jej kandydat przegrał rozgrywkę o fotel prezydencki z kandydatem PiS. "Tak, to była zemsta. Opozycja przejęła Senat i gdyby wygrała wybory prezydenckie, panowałaby nad sytuacją, rząd prawicy walczyłby o przetrwanie, czekając na rok 2023 jak na wyrok, na egzekucję" - mówi. "Gdyby nie Telewizja Polska, gdyby nie ten kanał komunikacji, najbardziej brutalny atak na Andrzeja Dudę w tej kampanii sięgnąłby celu" - dodaje bez cienia wątpliwości. Z rozmowy wynika również, że jest zwolennikiem repolonizacji i dekoncentracji mediów. Przyznaje bowiem wprost, że "bez tego nie da się powtórzyć roku 2019 czy 2020" (czyli wygranych przez PiS wyborów - przyp. red.) "Trzeba wprowadzić rozwiązania europejskie, francuskie, które coś realnie zmienią. I trzeba korzystać z władzy regulacyjnej" - uważa. Kurski wychwala jednocześnie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. "W obozie pisowskim jest tylko jeden punkt odniesienia, który ma realne znaczenie i realny sens: Jarosław Kaczyński. W ogóle polska polityka bez prezesa PiS nie miałaby kręgosłupa. Utonęlibyśmy w szlamie, w kopaninach, w małościach. Nie dopuszczam myśli o jego odejściu z polityki" - mówi. Ślub, który wywołał poruszenie W wywiadzie nie zabrakło także jednego z najchętniej komentowanych w ostatnim czasie wydarzeń z życia Kurskiego - rozwodu kościelnego i ponownego ślubu. Zdaniem Kurskiego fala krytyki, jaka się pojawiła w związku z tym wydarzeniem to efekt zazdrości "nieszczęśliwych i samotnych ludzi". "To jęk zawiści" - uważa. P.o. prezesa TVP odniósł się także do samego unieważnienia swojego poprzedniego, długoletniego małżeństwa. Jak stwierdził, procedury rozpoczęły się w 2016 roku. "Diecezja, której trybunał orzekał w tej sprawie, ma najniższy w kraju odsetek zgód na unieważnienie. Zostaliśmy potraktowani tak jak wszyscy, którzy pragną sakramentalnego małżeństwa i chcą usunąć przeszkody na drodze do powiedzenia sobie 'tak' w obliczu Boga" - podsumował.