Według J. Kaczyńskiego zbieranie haków to gromadzenie informacji, żeby kogoś szantażować. - Ja nie używałem słowa "hak". To jest nadużycie, nadużycie bardzo daleko idące ze strony dziennikarzy, którzy prowadzili ze mną wywiad - powiedział lider PiS. Jak dodał, w rozmowie z tygodnikiem opierał się o dobrze znane fakty. - Przy końcu 2007 roku prezydent Lech Kaczyński wyrażał wątpliwości co do zasadności powołania pana Sikorskiego na stanowisko ministra spraw zagranicznych i rozmawiał o tym z premierem Tuskiem. Premier Tusk wie, o co tutaj chodzi, premier Tusk uwag nie uwzględnił. Ja w swojej wypowiedzi w wywiadzie dla "Newsweeka" wyłącznie do tego nawiązałem, czyli do tego, co jest już powszechnie znane - powiedział J. Kaczyński. Podkreślił, że nie może mówić o szczegółach, bo jest związany tajemnicą państwową. Zdradził natomiast, że wiedza, którą ma na temat Sikorskiego, nie ma związku z jego ewentualną współpracą z wywiadem amerykańskim. - Nie mogę w tej chwili odpowiedzieć na żadne pytanie związane ze szczegółami, ale sądzę, że nie złamię żadnego prawa, jeśli powiem, że nie. Nie chodzi o żadną współpracę z wywiadem amerykańskim i chciałbym, żeby to było opinii publicznej wiadome, ale chodzi o sprawy poważne, bardzo poważne - podkreślił. Dodał, że chciałby, aby opinia publiczna o tym wiedziała i traktuje przypomnienie tych informacji jako swój obowiązek. Według prezesa PiS w Polsce rozpowszechniona jest ideologia, że "dobry obywatel to niepoinformowany obywatel". - My się z tą ideologią nie zgadzamy, zdecydowanie odrzucamy i uważamy, że jest to traktowanie obywateli własnego kraju jak dzieci, obrażanie ich i szkodzenie Polsce - oświadczył. Szef PiS powiedział, że Radosław Sikorski dobrze wie, jaką wiedzę ma on na jego temat i zdaje też sobie sprawę, że nie może jej ujawnić. - To jest żądanie tego typu, gdzie z góry się wie, że jest ono niemożliwe do zrealizowania. Natomiast jeżeli pan Sikorski mówi o hakach, czyli zbieraniu na niego informacji, żeby go szantażować, to będzie miał proces, bo żadnych haków nikt na niego nie zbiera - powiedział J. Kaczyński. Szef PiS uważa, że odtajnić informacje dotyczące Sikorskiego mógłby szef ABW albo premier, ale - według niego - "ze względu na okoliczności byłoby to trudno". Jak dodał, on nie może ujawnić tych informacji także z innych powodów. - Nie mogę tego zrobić, bo to jest bardzo poważne przestępstwo, a wszyscy wrogowie PiS tylko czekają na to, żeby można było w naszą partię czy we mnie osobiście jako szefa tej partii uderzyć. Nie wolno łamać prawa i ja w tym wywiadzie wyraźnie powiedziałem, że prawo będzie wyraźnie przestrzegane - stwierdził J.Kaczyński. Podkreślił jednak, że jego obowiązkiem jako polskiego polityka i obywatela jest informowanie opinii publicznej, jeśli są jakieś zastrzeżenia do osoby, która może być kandydatem na prezydenta RP. - Gdyby prezydent RP miał prawo do odmowy powołania Sikorskiego na stanowisko ministra spraw zagranicznych, gdybym ja był prezydentem i miałbym prawo do odmowy powołania, to też bym odmówił - powiedział Kaczyński, pytany przez dziennikarzy, czy znane mu fakty dyskredytują Sikorskiego jako kandydata na prezydenta Polski. J. Kaczyński wyjaśnił, że prezydent Lech Kaczyński nie mógł odmówić powołania Sikorskiego na szefa MSZ w 2007 roku, bo nie miał takiego prawa. - Zmiany w konstytucji, które my proponujemy, mają polegać na tym, aby w nadzwyczajnych wypadkach, właśnie w takich, jakie miały miejsce w wypadku pana Sikorskiego, prezydent takie prawo miał. W tej chwili takiego prawa nie ma i prezydent zrobił to do czego konstytucyjnie był zobowiązany, a więc powołał (Sikorskiego na szefa MSZ), przed tym informując premiera, skąd wynikają zastrzeżenia - podkreślił szef PiS. W wywiadzie dla "Newsweeka" Jarosław Kaczyński przypomniał, że prezydent Lech Kaczyński miał zastrzeżenia przed powołaniem Radosława Sikorskiego na stanowisko ministra spraw zagranicznych w rządzie Platformy Obywatelskiej w 2007 r. Na pytanie, czy jest jakaś konkretna wiedza, czy też konkretne wydarzenie, które dyskredytuje Sikorskiego, J.Kaczyński odparł: - Tak. Jak dodał, chodzi o wydarzenie, które nastąpiło po tym, jak Sikorski został ministrem obrony w rządzie PiS. J. Kaczyński przyznał, że z tego powodu Sikorski został zdymisjonowany w lutym 2007 r.; zastrzegł jednocześnie, że "do dymisji doszło z pewnym opóźnieniem". Zapytany, czy użyje tego w kampanii, J. Kaczyński odparł, że "w kampanii będzie przestrzegane prawo". Na uwagę, że "w PiS są też bulteriery takie jak Jacek Kurski, wyspecjalizowane w kampanijnych hakach", szef PiS odpowiedział: "Kurski nic na ten temat nie wie; nikt tego nie wie poza prezydentem, mną i premierem Tuskiem, który został o tym poinformowany". We wprowadzeniu do wywiadu w "Newsweeku" napisano, że lider PiS opowiada m.in. o "przyczynach rezygnacji Donalda Tuska z prezydentury, hakach na Sikorskiego i współpracy z diabelską lewicą w TVP". Radosław Sikorski powiedział w niedzielę Radiu ZET m.in., że wzywa Jarosława Kaczyńskiego, aby "zachował się jak mężczyzna i wyłożył na stół to, co ma", po to, żeby on mógł ewentualnie dać szefowi PiS "sposobność w sądzie udowodnić swoje insynuacje". - Myślę, że powinniśmy się cieszyć, że pewne rzeczy we wszechświecie się nie zmieniają - jak przychodzi kampania prezydencka w Polsce, to Aleksander Kwaśniewski chudł, a bracia Kaczyńscy wyciągają haki - powiedział też Sikorski. Zaznaczył, że już po jego odejściu z rządu PiS Jarosław Kaczyński publicznie proponował mu stanowisko ambasadora Polski w Stanach Zjednoczonych. - Myślę, że wiarygodność akurat tego polityka jest tak niska, że musimy zaczekać, czy w ogóle jest to coś, czym warto się zajmować. Natomiast między innymi po to chcę być prezydentem, aby polityka hakowa i ci, którzy ją uprawiają, bracia Kaczyńscy, zostali odsunięci od wpływu na polskie sprawy - powiedział Sikorski. W 2007 roku przed powołaniem rządu Donalda Tuska kandydatura Sikorskiego na szefa MSZ budziła zastrzeżenia prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Tusk, który na początku listopada 2007 roku spotkał się z prezydentem, powiedział dziennikarzom, że w rozmowie nie pojawiło się nic takiego "co dyskwalifikowałoby bądź utrudniałoby podjęcie misji prowadzenia spraw międzynarodowych przez pana Radosława Sikorskiego". Tusk zadeklarował wówczas, że informacje L. Kaczyńskiego nie naruszyły jego wiary w Sikorskiego. Uznał je za subiektywne opinie.