Prezes PiS Jarosław Kaczyński poinformował we wtorek w Radiu Maryja, że nie skorzysta z otrzymanego zaproszenia na obchody rocznicy wyborów 1989 r. do Krakowa. Zapowiedział, że zamierza świętować w Gdańsku i Warszawie. - Mam zaproszenie na uroczystości do Krakowa, ale dla mnie jest rzeczą jasną, że moje miejsce jest w Gdańsku, dlatego że tam powstawała "Solidarność", tam można powiedzieć była centrala całej działalności opozycyjnej w latach 80. - powiedział szef PiS. - Krótko mówiąc, tam powinienem być i ze względów życiorysowych, ale przede wszystkim jako Polak, jako polski obywatel - dodał. Główne obchody 20 rocznicy obalenia komunizmu miały odbyć się 4 czerwca w Gdańsku. Po zapowiedzi manifestacji związkowców ze Stoczni Gdańskiej premier zdecydował, że polityczna część uroczystości, do której należy spotkanie Grupy Wyszehradzkiej, zostanie przeniesiona do Krakowa. Tusk uzasadniał to troską o bezpieczeństwo gości obchodów. Ostatecznie gdańska Solidarność zdecydowała, że 4 czerwca w Gdański manifestacji nie będzie, ale premier swej decyzji nie zmienił. Prezes PiS zaznaczył, że jest mnóstwo rocznic, które można obchodzić w Krakowie, ale tę trzeba obchodzić w Gdańsku. - Ja będę w Gdańsku, pewnie będę też w Warszawie, bo mam nadzieję, że uda się to jakoś połączyć. Tutaj (w Warszawie) też coś chcemy dla tej rocznicy, dla przypomnienia tych wydarzeń zrobić. Jeśli chodzi o Kraków, to jestem wdzięczny za zaproszenie, ale tym razem nie skorzystam - podkreślił. Zdaniem J. Kaczyńskiego przeniesienie obchodów rocznicy 4 czerwca z Gdańska do Krakowa jest niedobrym posunięciem, gdyż w Polsce nie dzieje się nic takiego co uzasadniałoby taka decyzję. - To jest przecież rocznica związana w sposób nierozerwalny z Solidarnością, a Solidarność jest nierozerwalnie związana z Gdańskiem - mówił. Ocenił, że przeniesienie obchodów do Krakowa to zła decyzją, "jak to zwykle w tym rządzie przemyślna na poziomie propagandowym". "Wizja demonstracji, starć 4 czerwca, w 20. rocznicę, po prostu wystraszyła Donalda Tuska, wystraszyła jego propagandzistów stąd ten pomysł, ale pomysł w najwyższym stopniu niefortunny. Dzisiaj rzeczywiście trudno się z tego wycofywać" - przyznał. - Mam nadzieję, że jednak obchody w Gdańsku będą, odbędą się z udziałem prezydenta Rzeczpospolitej i będzie je organizowała Solidarność. Będziemy się starli także przyczynić do tego. Być może w pewnym momencie zmieni zdanie także i premier - dodał. J. Kaczyński pytany o "wojnę" pomiędzy PO i PiS, odpowiedział że "wojna może się kończyć każdego dnia, tylko, że to jest jednostronna decyzja PO". - My nie prowadzimy żadnej wojny, tylko jesteśmy przedmiotem nieustannego, furiackiego ataku. Ten atak może się skończyć, ale pozostanie polityczna konkurencja, bo mamy jeszcze, przynajmniej na razie, demokrację, chociaż coraz więcej ludzi dostrzega jej zagrożenia - mówił szef PiS. Jak dodał, "wojna jest wynikiem decyzji PO, która uznaje ją za sposób utrzymywania się przy władzy". - Tak chce zamieszać ludziom w głowach, żeby byli przekonani, że nie ma żadnej alternatywy, a PiS jest formacją, która w żadnym razie rządzić nie może - stwierdził J. Kaczyński. Lider PiS powiedział, że również on jest przedmiotem "nieustannego ataku, zupełnie oderwanego od rzeczywistości". Odniósł się też do propozycji Donalda Tuska przeprowadzenia w niedzielę debaty "jedynek" list PO i PiS do Parlamentu Europejskiego. "Uważam, że jest to rzecz do przeprowadzenia, ale oczywiście nie na zasadzie, że jedna ze stron dyktuje warunki" - zaznaczył szef PiS. Dodał, że przedstawiciele jego partii chętnie porozmawiają z PO. "Na pewno nie wypadniemy w tej dyskusji źle. Natomiast taka zasada wezwania: "stawcie się tu i tu do dyskusji", to jest zasada, której nie możemy przyjąć. Ale jesteśmy gotowi rozmawiać. Nie sądzę, żeby z tej rozmowy miało wyniknąć dla PO coś dobrego" - ocenił. Zapytany, czy nie warto by zorganizować debaty szefów PO i PiS, odpowiedział, że to nie jest zły pomysł. "Oczywiście można się nad tym zastanowić. Nie sądzę, żeby Donald Tusk tak bardzo teraz do tej dyskusji się spieszył. Teraz on byłby rozliczany z tego co zrobił. Propagandę ma za sobą, ale fakty ma przeciw sobie" - mówił J. Kaczyński. Prezes PiS odniósł się także do partii Libertas, która niedawno pojawiła się na polskiej scenie politycznej. Określił ją jako "inicjatywę dziwną, niejasną". Jak mówił znalazło się w niej "wiele osób, które są już znane z prawej strony sceny politycznej i się nie sprawdziły". - Jako Polak, lojalny obywatel państwa nigdy bym w niczym takim nie uczestniczył. Jest tam taka dość dziwna zbieranina ludzi. My podchodzimy dość tolerancyjnie, elastycznie do różnych decyzji naszych parlamentarzystów, chociaż nie członków naszej partii (...) Może to jest wynik emocji i decyzje nie są zawsze do końca przemyślane - mówił J. Kaczyński, odnosząc się do startu z listy Libertas ludzi związanych dotąd z PiS. Libertas Polska tworzona jest m.in. przez b. polityków LPR. Z jej listy do PE startują też m.in. przedstawiciele Naprzód Polsko i Stowarzyszenia "Piast", a także np. senator Ryszard Bender i posłanka Anna Sobecka, którzy mandaty w polskim parlamencie uzyskali z list PiS.