Pierwszym efektem wstępnych ustaleń jest dymisja odpowiedzialnego za ochronę wiceszefa aresztu śledczego w Gdańsku, gdzie był osadzony Zirajewski, bo dopuścił do wysłania przez niego listu do żony z prośbą o znaczną ilość tabletek nasennych. - Obowiązkiem służby więziennej jest kontrola korespondencji - podkreślił minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski, uzasadniając decyzję. Kwiatkowski zapowiedział też, że skieruje do gdańskiego rzecznika odpowiedzialności zawodowej lekarzy wniosek o wyjaśnienie i ewentualne wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec lekarza z oddziału szpitalnego aresztu w Gdańsku - co do ewentualnego błędu w sztuce medycznej przy leczeniu Zirajewskiego. Lekarz ten nie zapisał w dokumentacji, że Zirajewskiemu podawano lek przeciwzakrzepowy; wykryto też inne nieprawidłowości w prowadzonej przez niego dokumentacji medycznej. Do Senatu minister wysłał zaś prośbę o przyznanie przy pracach nad budżetem dodatkowych 30 mln zł na więzienną służbę medyczną. Środki te mają być przeznaczone na leki oraz dodatkowe kontrakty z lekarzami "zewnętrznymi", którzy mogliby pracować w więziennych szpitalach. Kwiatkowski zapowiedział, że raporty trafią do sejmowej komisji sprawiedliwości oraz do BBN - na prośbę szefa Biura Aleksandra Szczygły. Pięć wersji zdarzenia Gdańska prokuratura wstępnie przyjęła pięć wersji zdarzenia - podał prokurator krajowy Edward Zalewski. Według Niemczyka, jedna z nich głosi, że Zirajewski mógł próbować uciec z więzienia, bo "gromadził" leki, by trafić do szpitala, skąd mógł usiłować uciec. W listopadzie 2009 r. pisał on żonie w legalnym liście, aby przemyciła mu 50-60 środków nasennych - ale nie ziołowych, lecz chemicznych, "by lepiej zasypiać", oraz zrzekł się notarialnie roszczeń co do "pewnego majątku rodzinnego". Zaczął się też uczyć języka angielskiego, bo - według hipotez prokuratury - być może chciał uciec za granicę. Zdaniem Niemczyka, próba ucieczki mogła się nie powieść, bo leki nasenne zadziałały bardzo mocno i stan Zirajewskiego nie pozwolił mu kontynuować działań, które mógłby podjąć po dostaniu się do szpitala poza więzieniem. Inne wersje śledcze są związane z domniemaną wolą popełnienia przezeń samobójstwa. Wskazówki o tym świadczące to - zdaniem Niemczyka - list do byłej żony, w którym daje on wytyczne co do wychowywania dzieci oraz pełnomocnictwa do występowania przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu (jak napisał, "gdyby nieprzewidziane okoliczności uniemożliwiły śledzenie wydarzeń"), a także wizyta notariusza, wobec którego Zirajewski zrzekł się pewnych roszczeń majątkowych. Na konferencji prasowej w poniedziałek szef Służby Więziennej płk Kajetan Dubiel utrzymywał, że list do żony "absolutnie nie był listem pożegnalnym". Zirajewskiemu grożono? Niemczyk podkreślił, że prokuratura nadal bada, czy Zirajewski mógł czuć się zagrożony, co próbowano wywnioskować z jego próśb o przedterminowe warunkowe zwolnienie z więzienia. - Mamy też inne dowody i weryfikujemy je. Badamy też, czy osadzony mógł otrzymywać leki od innych więźniów - mówił prokurator. Jego zdaniem, osobną kwestią jest fakt otrzymywania i wysyłania przez Zirajewskiego grypsów. - Utopią jest myślenie, że można wyeliminować grypsy z zakładów karnych, ale można chyba oczekiwać, że taki więzień jak Zirajewski nie będzie miał łatwości w ich kierowaniu i otrzymywaniu - ocenił. Podkreślił zarazem, że list Zirajewskiego do żony, w którym prosił o dużą ilość leków nasennych, nie był grypsem, lecz legalną pocztą, która przeszła przez kontrolę Służby Więziennej. Zarazem Niemczyk zastrzegł, że prokuratura nie formułuje jeszcze ostatecznych wniosków - szczególnie co do podawania Zirajewskiemu leków przeciwzakrzepowych, bo czeka na szczegółowe opinie biegłych z zakresu toksykologii, bakteriologii, chemii, a także genetyki - by poznać genetyczne uwarunkowania Zirajewskiego i być może także ustalić na tej podstawie jego reakcje na poszczególne leki. Od poniedziałku gdańska prokuratura oraz zespół kontrolny Centralnego Zarządu Służby Więziennej przesłuchali ponad 150 świadków: funkcjonariuszy więziennictwa i policji, pracowników służby zdrowia, więźniów przebywających z Zirajewskim i jego rodzinę. To dzięki przeszukaniu u b. żony Zirajewskiego odnaleziono i zabezpieczono jego list nt. dzieci i Strasburga. Zabezpieczono też inne dokumenty. 3 stycznia Zirajewski, wskutek zatoru tętnicy płucnej, zmarł na oddziale szpitalnym gdańskiego aresztu. Wcześniej, przez trzy dni, przebywał w gdańskim szpitalu z objawami zatrucia lekami. Lekarze stwierdzili też u niego zapalenie płuc. Dzień przed Bożym Narodzeniem Zirajewski dostał gryps, po którym spalił notatki, napisał list do żony i 28 grudnia zatruł się lekami nasennymi. Odsiadywał on wyrok 15 lat więzienia za działalność w tzw. klubie płatnych zabójców. Śledztwo prowadzi gdańska prokuratura.