Jak poinformował prokurator Maciej Schulz, naczelnik oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Gdańsku, ekshumacja została już niemal ukończona. - Przekopaliśmy prawie całą działkę, na której znaleziono grób. Chcemy jeszcze dla pewności zbadać niektóre miejsca poza obrębem tej działki - powiedział Schulz. Jak wyjaśnił naczelnik, w czasie, gdy trwały prace przy samej mogile, prokuratorzy Instytutu prowadzili też analizę materiałów z kwerend zleconych w różnych instytucjach oraz przesłuchania świadków, którzy zgłosili się do IPN bądź do mediów po odkryciu grobu. Prokurator zaznaczył, że nie chce zbyt dużo mówić o informacjach, jakich dostarczyli IPN świadkowie oraz kwerenda. - Nie chcę, aby świadkowie, z którymi jeszcze będziemy rozmawiać, zasugerowali się jakimiś szczegółami - powiedział prokurator. Schulz zastrzegł, że ani wyniki kwerendy, ani zeznania świadków nie dają podstaw do zmiany hipotezy, którą IPN przyjął jako najpoważniejszą teorię wyjaśniającą okoliczności powstania mogiły. Zakłada ona, że większość osób, które zostały pochowane w grobie, zmarła na przełomie 1944 i 1945 roku w wyniku głodu, zimna i chorób lub na początku 1945 roku na skutek przypadkowych ran odniesionych w czasie działań wojennych toczonych na terenie miasta. Zdaniem Schulza, w mogile mogli zostać pochowani nie tylko niemieccy mieszkańcy Malborka, którzy - mimo rozkazu ewakuacji - nie opuścili miasta. Grób w Malborku, w mieście, w którym znajdował się duży węzeł kolejowy, może kryć też szczątki uciekinierów z Prus Wschodnich oraz Pomorza, w tym także Polaków oraz osoby innej narodowości pochodzące z krajów okupowanych w tym czasie przez Niemców. - Myślę choćby o robotnikach przymusowych zatrudnionych w prowadzonych przez Niemców gospodarstwach. Nietrudno sobie wyobrazić, że część z nich postanowiła uciekać przed Rosjanami razem z niemieckimi gospodarzami - tłumaczył Schulz. Na szczątki pochowane na jednej z działek w centrum Malborka natrafiono w październiku ub.r. podczas prac poprzedzających budowę hotelu. Dotąd z ziemi wydobyto szczątki około 2500 osób - kobiet, mężczyzn i dzieci. Kilkanaście czaszek nosi ślady po kulach. Przy szczątkach nie znaleziono żadnych przedmiotów osobistych czy choćby fragmentów dokumentów, które mogłyby wskazywać na narodowość pochowanych osób. Zdaniem Schulza, w miejscu, gdzie znaleziono grób, mogło istnieć jakieś naturalne zagłębienie - np. lej po bombie, do którego zwieziono ciała znalezione na terenie miasta wiosną 1945 roku. - Przed pochówkiem ciała mogły zostać rozebrane, a ubrania spalone w obawie przed jakąś epidemią - wyjaśnia prokurator. Pracownik Muzeum Zamkowego w Malborku i jednocześnie znawca historii Malborka Bernard Jesionowski powiedział PAP, że w końcu 1944 roku niemieckie dowództwo rozkazało ludności cywilnej opuścić Malbork, jednak spora grupa osób nie posłuchała tego nakazu. W mieście miało pozostać około 4 tys. cywilów. - Los części z nich dotąd był nieznany - powiedział Jesionowski. Od jesieni ub.r. sprawą zbiorowej mogiły zajmowała się prokuratura rejonowa w Malborku. IPN zdecydował się przejąć od niej śledztwo w końcu stycznia tego roku, po konsultacji między obiema instytucjami. W aktach sprawy przekazanych IPN przez prokuraturę w Malborku znajduje się udostępniona przez niemieckie organizacje lista ok. 1800 osób, które mieszkały w Malborku w końcu II wojny światowej, a których miejsca pochówku bądź w ogóle losów po 1945 roku, nie udało się dotąd ustalić.