zaprezentował wyzywające wystąpienie, które dobitniej niż kiedykolwiek ukazało rosnącą przepaść między Moskwą i jej dawnymi rywalami z czasów zimnej wojny" - pisze gazeta, podkreślając, że niemal 5-godzinna konferencja była pełna "inwektyw, ordynarnych obelg, gróźb i upomnień, często wyrażanych w żargonie rosyjskiej ulicy". Zdaniem dziennika, wystąpienie Putina nie przypominało łabędziego śpiewu, a jego długość uczyniła zeń "prawdziwy test na wytrzymałość, przypominający sowieckie czasy". Według gazety, Putin najostrzej zaatakował Stany Zjednoczone, ale "jego jadowitej krytyce nie umknęła większość państw Unii Europejskiej", a Polska, Czechy i Ukrainy usłyszały, że mogą stać się celem rosyjskich rakiet. "Rosyjski lider(...) przedstawił tę nuklearną groźbę jako akt demokratycznej wspaniałomyślności, twierdząc, że występuje w interesie Europejczyków przeciwnych amerykańskiej ekspansji militarnej" - czytamy. Choć prezydent zapewnia, że Rosja nie chce wracać do zimnej wojny, "ton jego wypowiedzi coraz bardziej przeczy temu twierdzeniu" - ocenia "Daily Telegraph". Według dziennika Putin słusznie zwrócił uwagę na problemy wewnętrzne Rosji, "których rozmiar przeczy jego przechwałkom, że podczas jego rządów nie doszło do poważnych zaniedbań". Jak podkreśla gazeta, Rosja jest zdecydowanie zbyt zależna od ropy i gazu, przez co wszelki spadek cen tych surowców jest dla niej bardzo groźny, zdominowana przez państwo gospodarka jest skorumpowana i niewydajna, zagraniczni inwestorzy są traktowani arbitralnie, a spadek przeciętnej długości życia świadczy o problemach ze służbą zdrowia. Nawet w sferze bezpieczeństwa Putin nie ma się czym pochwalić, o czym świadczą wydarzenia w teatrze na Dubrowce i w szkole w Biesłanie - najkrwawsze ataki terrorystyczne w historii Rosji. Przede wszystkim zaś został zdławiony demokratyczny duch lat 90- tych - ocenia dziennik. "Należałoby raczej wysnuć wniosek, że namaszczony przez prezydenta jego następca Dmitrij Miedwiediew będzie miał dużo do naprawienia. Rodzi się jednak pytanie, czy z Putinem jako premierem będzie miał wystarczające wpływy, bo to uczynić" - konkluduje gazeta.