"Konfesjonał" oznacza, że zaczął się cykl dwustronnych spotkań szefa Rady Europejskiej z liderami, które zadecydują o tym, czy jest szansa na porozumienie w sprawie budżetu. Pierwszy z Hermanem Van Rompuyem spotkał się premier Wielkiej Brytanii. David Cameron odrzucił propozycję przewodniczącego RE i wykluczył negocjacje ws. rabatu, czyli ulgi wywalczonej przez byłą premier Margaret Thatcher. Nie użył jednak słowa weto. Powiedział, że walczy w imieniu brytyjskich i europejskich podatników. Absurdalnym nazwał zwiększenie unijnego budżetu w momencie, gdy trzeba ciąć budżety narodowe. Aby spełnić żądania Wielkiej Brytanii, trzeba by dokonać kolejnych cięć w wysokości około 60 mld euro. Londyn chce szukać oszczędności między innymi w unijnej administracji. Z polskim premierem przewodniczący RE ma spotkać się o godzinie 15. Na deser zostawił sobie konsultacje z Paryżem i Berlinem. Dopiero po wysłuchaniu wszystkich przedstawi nowy projekt budżetu, który będzie podstawą do negocjacji. Francja stanie po stronie Polski Bernard Cazeneuve, francuski minister spraw europejskich, zasugerował, że Francja będzie walczyć u boku Polski przeciwko Wielkiej Brytanii, która domaga się obcięcia potrzebnych nam pieniędzy. Planowany jest atak na tzw. brytyjski rabat wywalczony w latach 80. przez byłą premier Margaret Thatcher, dzięki któremu Londyn wpłaca do unijnego budżetu mniej niż powinien. Trzeba skończyć z tego typu rabatami, które polegają na tym, że dany kraj sam wypłaca sobie czek z unijnej kasy. To sprzeczne z zasadą europejskiej solidarności - powiedział Markowi Gładyszowi francuski minister spraw europejskich. Czy najważniejsze dla Polski pieniądze - na politykę spójności i dla rolników - mogą być zagrożone z powodu dążenia Wspólnoty do oszczędności? Nie sadzę - skomentował Cazeneuve. Musimy wspólnie walczyć o te fundusze, bo to one mogą być źródłem ożywienia gospodarczego w Unii. Nasze stanowisko w tej sprawie jest jasne. Budżet Unii musi być rozsądny. Z jednej strony trzeba mieć na uwadze uwarunkowania finansowe, ale z drugiej strony musi on być wystarczający, by sfinansować politykę spójności i wspólną politykę rolną. Trzeba zrównoważyć wydatki - jedne powinny zostać zredukowane, inne powinny wzrosnąć. No i są te sławetne rabaty, którymi trzeba się zająć. Jako francuski minister spraw europejskich nie chcę Europy, która byłaby tylko synonimem dyscypliny i rygoru budżetowego, Europy zaciskania pasa. Chcemy, by Unia działała również na rzecz ożywienia gospodarczego i solidarności. To wizja, której Francja broni w łonie Unii Europejskiej - tłumaczył Cazeneuve korespondentowi RMF FM. Zapytany, czy Francja przeciwstawi się również projektowi unijnych cięć w sferze pomocy dla najbiedniejszych obywateli, za którymi opowiadają się m.in. Niemcy i które mogłyby kosztować Polskę prawie pół miliarda euro, Bernard Cazeneuve odpowiedział twierdząco. Zaznaczył jednak, że władze w Paryżu "nie idą do boju przeciwko Niemcom". Idziemy po prostu do boju, by bronić europejskiej solidarności. Jeżeli przyłączą się do tego wszyscy nasi partnerzy, to stanie się to z korzyścią dla całej Unii, której działania będą dzięki temu bardziej wyraziste i czytelne - wyjaśnił francuski minister. Polska walczy o 400 miliardów Polska walczy o zapowiadane w kampanii, a potem w Sejmie przez premiera 300 miliardów złotych na rozwój regionów i 100 miliardów na rolnictwo z budżetu UE na lata 2014-2020. Jakie są szanse, że dostaniemy te pieniądze? Niestety, to nie zależy od nas, bo nie stawiamy wygórowanych żądań, wręcz przeciwnie - chcemy minimum. 400 miliardów złotych to nawet mniej, niż oferta zawarta w ostatniej propozycji budżetowej Hermana Van Rompuy'a. Niewiadomą są kraje, które wpłacają najwięcej do unijnej kasy, bo to oni rozdają karty. Pod nóż - jeżeli chodzi o cięcia - pójdzie w pierwszej kolejności unijna administracja i wspólny fundusz na międzynarodowe projekty infrastrukturalne, a nie polityka spójności. Trudne rozmowy Przed szczytem w Brukseli wetem groziło dziewięć krajów, w tym Włochy, Węgry, Francja, a także Wielka Brytania. Londyn uważany jest za najtrudniejszego negocjatora. Żąda największych cięć w propozycji budżetu UE opiewającej na 973,2 mld euro w latach 2014-20. Sytuacja jest bardzo trudna, bo każdy kraj chce, by jego składka do unijnej kasy była jak najmniejsza, a jednocześnie stara w jak największym stopniu korzystać z unijnych funduszy. Zwłaszcza teraz, gdy w kryzysie państwom brakuje własnych środków na inwestycje. Jeśli rozmowy zakończą się fiaskiem, to kolejny budżetowy szczyt odbędzie się najpewniej w lutym.