, który doprowadził do przyjęcia przez parlament ustawy reprywatyzacyjnej, zawetowanej później - kierując się interesem własnego obozu politycznego - przez prezydenta Kwaśniewskiego. Temu, co premier powiedział w środę w Izraelu na temat reprywatyzacji, można tylko przyklasnąć. "Chcę podkreślić z całą mocą, że mój rząd doprowadzi w najbliższych miesiącach do sfinalizowania procesu legislacji, który zakończy bardzo trudny i bolesny problem reprywatyzacji". I dalej: "Rząd polski i polski parlament chcą naprawdę oddać swoim obywatelom to, co utracili nieprawnie, ale oczywiście w tym wymiarze, jaki będzie do zrealizowania". Oraz: "Ustawa reprywatyzacyjna musi być realizowalna; nie ma nic gorszego niż powiedzieć słowo 'oddam' i nie móc oddać". Cóż, brzmi to pięknie. Brzmiałoby jeszcze piękniej, gdyby nie fakt, że podobne deklaracje słyszałem z ust szefów chyba wszystkich gabinetów III RP. I niemal każdy z tych gabinetów prowadził prace nad ustawą reprywatyzacyjną. I za każdym razem - z wyjątkiem wspomnianego już rządu Buzka - kończyły się one fiaskiem. A historycy badający dzieje polskiej reprywatyzacji doliczyli się około 20 prób przeprowadzenia tego procesu. Czy i tym razem wiele się musi zdarzyć, aby wszystko zostało po staremu? - zastanawia się publicysta "Rzeczpospolitej".